Za 11 minut nowa data, 28 grudnia. Rok temu, przed południem zadzwonił telefon w sprawie Arlekina. To był on, cały i zdrowy.
Nie wiem, czy jest szczęśliwszy, niż kiedy mógł wychodzić, czasem popiskuje i usiłuje dostać się w okolice drzwi, kiedy wychodzę z domu. Ale spodziewałam się dramatu, skrobania w drzwi, wycia. Nic takiego się nie dzieje. Jest kochany, czasem wredny, czasem chapnie, często przychodzi do głaskania i mruczy, tak jak to tylko kocurki potrafią.
Ma nieustannie zdziwiony wyraz pyszczka, ukochanego pyszczka.
Martwi mnie jego brzydka sierść, nadwaga, problemy zdrowotne, na pewno czeka nas badanie krwi i badania moczu.
Ale jest i to chyba egoizm, ale cieszę się dla siebie, że się odnalazł, że nie układam w głowie czarnych scenariuszy o piwnicach, wypadkach samochodowych.


