» Pon wrz 17, 2007 21:28
Wiem, powinnam coś napisać...
Łez już chyba nie mam...
Taru był w stanie krytycznym od rana. Odszedł wkrótce po moim przyjezdzie do lecznicy. Titiwutti cały czas jest ok, 2pozostałe wydawały się dość słabe, ale stabilne.
Nagle jednak Tiwad zaczął się dusić. Dostał jakieś leki (nie wiem co, przeryczałam ten fragment) i na chwilę się poprawiło. Potem jednak dostał drgawek - i mimo kolejnych leków - odszedł. Zupełnie nieoczekiwanie.
Tego się zupełnie nie spodziewałam, przynajmniej nie dziś...
Teraz boje sie przede wszystkim o Tasimmet - WYDAJE się być dośc słaba, ale przytomna, stabilna, nawet interesowała się trochę jedzeniem. Ale Tiwad też wydawał się stabilny...
Boję się stąd pójść i zostać z nimi sama...