Dawno dawno temu (luty 2010,
dla ciekawych linkhttp://forum.miau.pl/viewtopic.php? ... t=bezdomni) narwałam się na pomoc dla bezdomnych. Potworna zima była, nie miałam wyjścia. Było ich trzech - jeden tak przeżarty denaturatem, że nic nie można było zrobić, drugi wiem, że dość szybko umarł, chyba na zapalenie płuc, trzeci - krótko bezdomny - kilka miesięcy później żył w miarę normalnie, nie wiem czy w tym wytrwał - programowo nie interesowałam się…
Miałam wtedy kilka bardzo długich rozmów z chyba Jerzym Czaplą ze Schroniska Brata Alberta. O sposobach pomocy - o tym, że muszą się tym zajmować fachowcy, bo bez przygotowania można się bardzo ładnie dać manipulować, o programach wychodzenia z bezdomności, na którymi zainteresowane jest tyko niewielka część bezdomnych a faktycznie wychodzi mały procent z tej części… Że problemem jest stała praca, do której nie mogą się przyzwyczaić, w konsekwencji niepłacenie za mieszkanie, jeśli takie dostaną i ponowna bezdomność - to tak w znacznym uproszczeniu.
Myślę, że podobnie może być z tym panem, ale gdyby np. znalazł lokum gdzieś przy ogródkach działkowych w zamian za stróżowanie i prace ogrodnicze? Na działkach moich przyjaciół mieszka stale jakaś rodzina, zimą patroluje teren, w sezonie można ich zatrudnić do pomocy na własnej działce. Nie wiem, na jakich zasadach to działa, ale działa od lat.
Zamknąć tego pana np. w kamienicy ze skrawkiem podwórka - chyba nie…
Może jakieś znajome gospodarstwo ogrodnicze z możliwością zamieszkania, wiele temu pani nie potrzeba..