Wróciłam od weta: budyniowe jeszcze mają na 6 dni antybiotyk, Zosia (moja mama upiera sie, że to nie żadna "Zosia" tylko Rokitka

) i Bura (dla której wciąż nie mam imienia a "Bura" wcale do niej nie pasuje i wołam do niej "Tygrysku" ) to samo + Lydium.
Po powrocie twardo chwyciłam Dziką (to imię też mi się nie podoba!) i namarowałam jej uszyska. Zaraz potm kocica zaczęła kaszleć (może za mocno ją przycisnęłam

). Przestraszyłam się skąd ten kaszel i wyciągnęłam ją z klatki, wzięlam na kolana - była tak zszokowana moją pewnością siebie, że nic nie powiedziała.

Odważyłam się na to tylko dlatego, że się przestraszyłam, że coś złego jej zrobiłam i chciałam to sprawdzić - w takich nagle człowiek robi się odważny. Na szczęście zaraz jej "przeszło". Kicia dopiero po chwili się wyrwała i teraz siedzi za meblami. Tym samym nawet wyjść z mieszkania nie mogę, bo bestyjka wyjdzie i jeszcze co złego zrobi papugom
Niestety żadnych chętnych na koty ni ma.

A i koty do końca zdrowe nie są.
Już wiem dlaczego zdjęcia nie wyszły:

- właściciel aparatu twierdzi, że miałam wyłączyć lampę błyskową
Kurczeeeeeeeeeeee właśnie dostałam tel. - w schronisku są trzy miesięczne kociaczki.

JAK ja mam im pomóc, nie mam już JAK

a w schronisku pewnikiem się ciężko rozchorują. U mnie też zresztą
Kto weźmie: dwa czarno-białe i czarnego (płci nieznanej)????
