Dziękuję za przypisanie Diabełka do mojej skromnej osoby

Istna to stary nick, właściwie nic nie znaczy, ale można chyba odmienić "Istnej"
Mam nadzieję, ze pani Izie wystarczy sił na tą heroiczną pracę. Szkoda że mogę tylko finansowo ją wesprzeć - w tygodniu nie mam za grosz czasu, bywa że mój weekend ogranicza się li tylko do niedzieli. Ech praca...
Nie znam pani Izy, ale bardzo ją lubię i - co tu kryć - podziwiam. Przede wszystkim za siłę psychiczną - ze nie poddaje się presji niechętnych ludzi. Jak każdy "kociarz" też od dzieciństwa miałam fioła na punkcie zwierząt (w domu było ich zawsze mrowie - na szczęście moja mama dała sie zarazić ta pasją i reszta rodziny nie miała już wiele do powiedzenia). Jak byłam mała, uwielbiałam konie, później ich miejsce zajęły koty - choć jedyne co je łączy to bezsprzecznie niewiarygodna gracja i piękno

Wiem co to znaczy nieprzychylnosć ludzka - kiedy opiekowałam sie kotami w piwnicy mojego bloku, straszyli sanepidem, wyzywali... Byłam nastolatką i się bałam, więc schodziłam do piwnicy między 23 a 24 - wolałam ciemności i duchy niż ludzi

Wciąż nie do końca wierzę, kiedy widzę, jak ludzie dokarmiają koty w mieście- ze istnieją ludzie którzy czują to co ja. Mam mocne przeświadczenie, ze z taką miłością należy sie ukrywać. W najlepszym przypadku nigdy nie jest to dobrze rozumiane. Kiedy podchodzę do martwego kota na skraju ulicy, zeby na pewno sie przekonać, ze nie żyje (myśl że mógłby jeszcze żyć nie dałaby mi spokoju gdybym przeszła obojętnie) moi znajomi albo się śmieją, albo oskarżają o chore zainteresowanie śmiercią. Nie potrafią zrozumieć, nie wiem dlaczego. Przecież gdyby na tej ulicy leżał człowiek, nikt nie przeszedłby obojętnie. Odchorowywuję wewnętrznie każdy przypadek bólu i nieszczęścia kociego - kiedyś wyciągnęłam spod kół samochodu na ulicy przejechanego kociaka (był taki młody, miał zaledwie kilka miesiecy) i siedziałam z nim dopóki nie umarł - znaczy sie ze dwie minuty. Miałam cały tydzień tylko ten widok przed oczami i teraz zresztą też, choć to już 8 lat temu. Czasem sobie myslę, że to źle mieć takiego fioła na punkcie kotów. Rzucanie sie na wielkiego obcego psa ze smyczą li tylko od własnego czworonoga w ręku chyba nie jest racjonalnym posunieciem, mimo że bydlak ściga małe kociątka po raz pierwszy wyprowadzone przez kocicę z piwnicy na światło dzienne

Choć pewnie każdy kto opiekowałby się tą kocią gromadką przyłożyłby temu bezmyślnego kundlowi
Nie rozumiem dlaczego ludzie są tak krańcowo pozbawieni rozumu i empatii. Moje domowe kicie wychodzą na dwór, przez co miałam juz kilka scysji ze spsiałymi sąsiadami. No bo jak można nie zareagować jak właściciel prowadżacy swego psa na smyczy (a jakże) włazi za nim w krzaki i błoto, byle tylko piesek sobie dopadl kotka...
Ech rozpisałam się... A chciałam tylko wyrazić swój podziw i szacunek dla kobiety, która daje z siebie wszystko, byle tylko tym rozkosznym sierściuchom ulżyć w niedoli

Pani Izo, Pani powinna zostać kociarą roku
