Dumna jestem z kociątka.
Szafkę miała karmnikową, żeby daleko od Gyzeldy. Szafka wiklinowa, więc oprócz karmnika została drapakiem. Efekty proszę sobie zwizualizować, ja się dziwiłam tylko że sama się nie rozłożyła.
Ale czas na nową szafkę musiał nadejść, ileż można patrzeć na dekoracyjny wiecheć.
Jako że wiecheć miał boki zaplecione wikliną, Fiona sobie wskakiwała wdzięcznie, czepiając się po drodze wikliny.
Nowa szafka jest sosnowa i ma poprzeczne belki na bokach.
Dwa dni trzeba było kota wsadzać do żarcia. Nie i nie, przygladała się ale nie wskoczy i już. Raz spróbowała, dupa wielka zawisła i trzeba było podsadzić, co kota oburzyło ostatecznie i się na szafkę obraziła że za mało wskakiwalna i w ogóle foch.
Ale co robi zazdrość...
Dziś poranne żarcie niedojedzone zdjęłam z szafki i dałam Gryzeldzie, żeby się nie marnowało.
Jak Fiona to zobaczyła, to biegusiem do szafki i patrzy na mie żeby ją wsadzić.
A udław się, nie wsadzę!
Więc kociątko spokojnie, nóżka po nóżce, szczebelek po szczebelku... weszła na szafkę jak po drabinie. Jak gdyby nigdy nic, jak gdyby od zawsze tak robiła.
I miauczy o nagrodę, oczywiście
Dostała.
