A w ogóle to zapomniałam napisać,że syjamki mają dom stały.... zoo - stały można by rzec. Chłopak z racji nosowych wykocin Glutkiem zwany został bo do kafelek nam pasuje i ..... się zakochałam, no cudny (i cudaczny) jest, o 5tej (rano) przychodzi na tulasy, włazi mi na głowę i mruczy miłośnie szeptem (scenicznym) do ucha - a ja ładuję kocisko pod kołdrę coby zmniejszyć natężenie dźwięku, czasami lubi z nienacka spiącemu kichnąć wprost na paszczę człowieczą glutów nie żałując. Glut miłuje też moje dziecię mające rok prawie - dziecię Gluśka obłapia, tula, ugniata, poklepuje, ciągnie za odnóża i ogonek, łapie za ... no ten tego...pomponiki ( Gluś ma ....no ten tego..czarne pomponiki a brzuszek prawie biały i dzieciu coś nie pasuje) i mimo tego traktowania Gluś dziecię miłuje, wskakuje mu do łóżeczka i się chłopaki bawią ( a ja staram się nie myśleć,że mi Glut dziecię ogluci). Panienka panienką zwaną została, bo jej jakby nie było, mała - kieszonkowa, spokojna, cicha, nieadopcyjna - wiecznie chora na nie wiadomo co. Przez 2 tygodnie nie chodziła w ogóle, nosiliśmy, wkładaliśmy do kuwety, karmiliśmy 9szczęściem apetyt dopisywał) i ożyła. Weterynarz nie miał przekonania co jej było, wyglądało na to, że po mikrourazie bolą ją dwie prawe łapy i nie chodzi. Podejrzewał wyjściowo jakieś zapalenie stawów, albo defekt genetyczny. Panienka oczywiście też gluci, ale że to malutki kotek to i gluty nie tak imponujące jak u brata. Boję się jej sterylizować, do odjajczenia pójdzie Glut, a z panienkę pomyślimy (może nie będzie szaleć przy rujkach, bo na uciekającą kotę młodą to ona nie wygląda)
Rezydentka (część z Was może pamięta Passę ze schroniska) warczy, burczy, ale od jakiegoś czasu kąpie namiętnie Glusia i śpią w dzień przytulone jak aniołki. W nocy Passa biega (no jakby Kalisz albo Mann biegali) z kocurem. Kotki nie lubi, ale nie krzywdzi.
No i się dorobilim prywatnego zoo - ua
a propos - zna ktoś może żwir,który się nie nosi. Bo te bentonity, betonity czy jak je tam to mam wszędzie.