Biedny swiniaczek... Justa mowi, ze on mial chyba jakies wady genetyczne...
Ozzi...

Z jednej strony poczuje ulge wiedzac, ze i jemu ulzylo juz, ze nie cierpi, ale... nie moge... Lzy mi same po policzku splywaja. Wiem, ze to najlepsze, co mozna zrobic dla niego...
Kocham Cie, bardzo, Ozzinku, najdzielniejszy kocie swiats
Zawsze byles moim wspanialym przyjacielem i zawsze nim pozostaniesz. Mowilam juz nieraz i bede to powtarzac bez przerwy: jestem z ciebie dumna, slonko!

Zawsze byles dzielny, bardzo dzielny i bedzie tak do konca.
Dziekuje Ci, kochany Kotku za kazda wspolnie spedzona chwile, za kazda porcje czulosci ktorymi mnie obdarowales, za kazde "miau" na dzien dobry, za cudne mruczenie podczas mizianek... Dziekuje za wszystko, kochane kocie serduszko!

Pamietaj: milosc nie umiera nigdy!
Moj koci bohaterze...
Justa... wiem, co czujesz, zrobilas wiecej niz wszystko, co mozna bylo dla niego zrobic, wszystkie szanse, ktore byly Ozzinkowi dane byly wykorzystane nie w 100 ale nawet w 200%. Lepiej wiec niech odejdzie teraz, spokojnie, mruczac jak zawsze niz czekac, az nagle sytuacja stanie sie patowa (tak jak wtedy, gdy dostal ataku padaczki).
Jestem z Toba, kotku, caly czas sercem i myslami z Toba, Ozzi! Kocham Cie bardzo!
Wiecie.... on dawno juz tak sie do mnie nie mizial jak wczoraj. Nie pamietam niemal kiedy ostatni raz tak moglam go tulic i calowac pysio jak wczoraj... Czulam, ze sie ze mna zegna... A wystarczylo smyrac go po lapce by zadowolony mruczal i choc na chwile zapomnial o cierpieniu, by choc troszke bylo mu lzej...
