Ciśnienie mi się podniosło - ach jak dobrze, bo ekspres do kawy jeszcze jedzie do biura pocztą polską i pewnie trochę to potrwa
Historia o kotce (w rui? dobrze zrozumiałam?) która świadomie wybrała bezdomność i rozkosze kociego macierzyństwa jest zaiste urocza. Chyba powinnam mieć silne poczucie winy, że zawiozłam na sterylki trzy uliczne kotki - do klatki łapki schwytałam i zawiozłam nie pytając o zgodę! A wyrywały się! Moim tymczasom też nie dałam umrzeć na koci katar w piwnicy... Przeszkodziłam naturalnej selekcji. A wszystko to z egoistycznych pobudek. I więżę je teraz za siatką w oknie, zamiast dać im wyskoczyć na jedną z głównych arterii w stolicy... Jaką jestem złą, rozhisteryzowaną kobietą! Postaram się to naprawić, siatkę zdejmę, tymczasy do piwnicy odwiozę! A jajniki sobie chyba wytnę, bo najwyraźniej w zrozumieniu prawdziwej kociej natury mi ogromnie przeszkadzają.