Fonik już nie jest taki cudny.

Zapaćkał sobie oko. I nochal.
Generalnie popsuły mi się tymczasy.

Bo Waligóra i Koniczynka też postanowiły zapaćkać sobie po jednym oku. Niestety, gentamycyna nie chce podziałać... Muszę się wybrać do Doc po coś innego.
Całe towarzystwo dostaje Scanomune.
Było kilka telefonów w sprawie `adopcji kotecka`... ale, skoro nie ma wiwatów, to znaczy, że nic z tego nie wyszło...
Koniczynka jest nadal troszkę wyalienowanym kotem. Brana na ręce - sztywnieje, a potem stara się uwolnić. Jednak kiedy ja głaszczę, coraz częściej widać po niej, ze to lubi. Dziwna jest. Nie ucieka, nie boi się, tylko tak jakoś, zamyka się w sobie przy niemal każdej próbie kontaktu z nią.
No i Waligóra. Widać, że tęskni za bratem i Kumaczem. Nawołuje, pomiałkuje. I zrobił sie przylepny. Potrafi już przyleźć nad ranem, uwalić mi się ma brzuch i wystawiać się do głaskania. Ma przecudnie miękkie futro - króciutkie i aksamitne, jak krety. Szkoda, że za diabła nie mogę mu zrobić zdjęcia, które pokazałoby jego urok. To już nie jest ten wypłosz, którego zgarniałam spod bloku.