Kiedy Kinnia przywiozła Fio do Warszawy na konsultację (kotka jest z ośrodka wczasowego na Mazurach, więc nawet RTG jest tam problemem) usłyszała, że jak kotka nie ma opiekunów chętnych na wydanie grubych tysięcy na operację i leczenie pooperacyjne, to lepiej ją uśpić. Zwłaszcza że szanse na odzyskanie pełnych funkcji wydalniczych są nikłe. W tym przypadku była to pogruchotana miednica, kość udowa wbita do jamy brzusznej częściowo zamykała światło jelita. Kotka przyjechała do mnie na DT, dzięki ludziom z FB i miau udało się ją zoperować (nie za kilka tysięcy, ale mieliśmy sporo szczęścia), ma podawane regularnie leki (nivalin, cocarboxylazę etc.), była na konsultacji we Wrocku - u neurologa i ortopedy. Miała dużo szczęścia.
Generalnie weci stosują swego rodzaju uproszczenia w kontaktach z opiekunami zwierząt - jeśli uznają, że łatwiej będzie zwierzę uśpić, czasem używają terminów stwarzających wrażenie takiego skomplikowania i "drogości" specjalisty, by opiekun się zgodził uśpić i nie szukał dalej. Fionka biega, cieszy się życiem a choć odsikiwanie i odkupkowywanie nie budzi w niej entuzjazmu, godzi się z tym. Czasem więcej da radę sama zrobić, czasem jest gorzej; ale choć z pewnością nie przeżyje tyle, co kot bez uszkodzeń, to jednak wiem, że było warto. Ale ja jestem na swoim, zarabiam, miałam dużą pomoc finansową na operację i leczenie, mam pomoc na miejscu

przy obsłudze małej; no i chirurga, który specjalizuje się w urazach, też miałam w miarę blisko (i kumpelę

, która wspomogła mnie transportem). Roxy nie miała aż tyle możliwości co ja. Dużo osiągnęła- dzięki wsparciu ludzi z forum, choć ten ostatni krok jest jeszcze przed nią. Wierzę, że się nie podda i znajdzie chirurga, który potrafi zrobić tą operację i nie okaleczyć jeszcze bardziej kici. Bo takich, którzy by chętnie spróbowali pewnie jest sporo, ale niekoniecznie są oni w stanie przeprowadzić taką operację i pomóc koteńce. Jeśli znasz chirurga, który ma duże szanse wyprowadzić z tego małą powiedz - u wielu z nas współczucie dla niej sięga kieszeni

.