Fiszka, myślę, że nie ma przeciwskazań, ja pytałam wetów o łączenie z pastą do zębów i mówili, że nie ma zadnego problemu. Tego płynu dodaje się niewiele do wody (ja dodaje tak na oko, żeby woda miała tylko lekko zmieniony kolor, bo jak dodawałam więcej, to jednak koty nie chciały tak chętnie pić), także steżenie jest bardzo małe, trudno mi powiedzieć, czy rozpusci kamień, który już jest, ale zawiera chlorheksydynę, więc na pewno odkaża i zapobiega odkładaniu kamienia.
Lucka, oczywiście, ze powiększone węzły mogą mieć zwiazek z białaczką, ale nie muszą. Równie dobrze mogą być związane z wymianą zębów i zapaleniem dziąseł. Mam np. taką ujmeną koteczkę, która od początku ma ciągle coś z dziąsłami, mimo, ze zęby zdrowe, mała ma problemy z tym i jak tylko na dziąsłach coś się zaognia (mimo leków i codziennej pielęgnacji), to od razu wygląda jak chomiczek, węzy momentalnie reagują. Dlatego właśnie pisałam Ci, żeby u Miluni to sprawdzić.
Anielka, u tej kotki, o której piszesz, to ja bym się najbardziej bała nie białaczki, ale nerek. Jeśli chodzi o zęby, to mam radykalne poglądy, jak tylko coś jest nie tak, to zawsze mówię wetom, że mają się nie wahać i rwać. Mam kocura też dodatniego, który ma usunięte wszystkie zęby, kot odżył, wyniki bardzo ładne, nerkowe spadły, chociaż wcześniej też były w normie jeszcze.
Mamuciku, to bardzo daleko idący wniosek, że "sterylizacja przyspiesza białaczkę". Oczywiscie, wirusa może aktywować wiele czynników, a sterylizacja, jak każdy zabieg niesie za sobą ryzyko. Zawsze, nawet w przypadku zupełnie zdrowego kota.
Ale, ja patrząc po swoich doświadczeniach z białaczką (kilka lat i kilka plusów w domu), nie zauważyłam, zeby sterylka odbiła się na którymś kocie w sposób negatywny. Oczywiście tak, jak pisałam, nie decydowałabym się nigdy na zabieg u kota w ciężkim stanie, ale jak tylko wyniki i samopoczucie kota na to pozwalały, to od razu był zabieg.
Popatrzmy też na to z drugiej strony, rujki u niesterylizowanej kotki to też stres (pomijam fakt, że to jakieś zmiany hormonalne, czasem brak apetytu, pogorszenie nastroju), a stres to jedno z największych zagrożeń. Na wyciszenie rujki zdecydowałam się raz (kotka miała już zaplanowany zabieg, myślałam, ze będzie przed rujką), to było dosłownie kilka tabletek, tyle, żeby można było ciąć i okazało się, że kicia już miała cysty na jajniku.
I właśnie tak przy okazji "plusów" i "minusów", patrząc po moich kotach, to np. właśnie taka ujemna kotka z bardzo ciężkim startem w życie (znaleziona na śmietniku, w skrajnym stanie, jako kociak) ma najwięcej problemów zdrowotnych, zdecydowanie więcej niż moje białaczkowce.
Pamiętam swoje początki z białaczkowcami, każdy test pozytywny to była dla mnie rozpacz, kilka dni zawsze musiałam przepłakać, zeby się zebrać w sobie. W tym czasie kilka kotów w moim domu odeszło i tak naprawdę jeden umarł z powodu białaczki, pierwszy plus zresztą, po prostu znalazłam go zbyt późno, choroba była na tyle zaawansowana, a kot dodatkowo bardzo mocno obciążony odporną na leki robaczycą, ze niestety Płaczuś odszedł. Jeden kot umarł na FIPa (FeLV -), 2 odeszły z powodu niewydolności nerek (FeLV+ i FeLV-), jedna kicia odeszła na PP, umarł też kociak po urazie spowodowanym przez człowieka.
I tak patrząc na te smutne statystyki, to powiem Wam, ze ja osobiście naprawdę uważam, ze są o wiele gorsze choroby niż FeLV (mój osobisty "ranking": FIP, nerki, pp), testy robię, ale mają już dla mnie bardziej charakter informacyjny, z drżeniem serca, to czekam zawsze na wyniki nerkowe.
Białaczka daje szanse wyleczenia, a jeśli nie tego, to przynajmniej opanowania wirusa na tyle, zeby kot mógł sobie fajnie żyć. Pewnie, ze nie zawsze, ale tak jest chyba z każdą chorobą.
sorki za przydługi post, ale jakoś mnie tak naszy przemyślenia
