Dziękuję za tak liczny odzew. Bardzo mnie podnosicie na duchu a nie jest lekko. Obok Borysa nie dało się przejść obojętnie. Przyznam, że pokochałam go od razu jak tylko poczułam jego łapę na ramieniu. Praktycznie co wieczór mnie usypiał (no dobra, jak już wyłączył traktor dawało się usnąć

), ze mną się mył, żeby przypadkiem nie ominęło go jedzenie i w tym samym celu stał się też strażnikiem suszarki do włosów, co też oznaczało z grubsza jedzenie. Niestety od początku był zagadką dla weterynarzy. Najpierw kaszlał - badania + rentgen nic nie wykazały, potem przez chwilę było ok, piękna sierść, błyszczące oczy, oklep dla Sznycla jak sobie zasłużył, aż jakieś dwa lata temu zaczął chudnąć. Apetyt był, kolejna seria badań - wszystko w normie, zmiana karmy na senior premium, nic. Rok temu schudł jeszcze bardziej - badania znowu nic, apetyt za trzech a coraz mniej siły. W tym roku przeprowadziliśmy się, nowy wet, nowa seria badań, fipy, fivy, markery nowotworowe, robaki itp - wszystko ok, trochę mało potasu i nieznacznie o 0,12 podniesiony hormon tarczycy więc poszliśmy w tym kierunku. Zaczął się odwadniać i ważył 3,2 kg, więc podawaliśmy kroplówki i leki na nadczynność tarczycy (w łososiu - uwielbiał). Niestety nie doczekał kolejnych badań. W niedzielę już nie położył mnie spać ani nie chciał żeby go dotykać

. Wczoraj rano już ledwo oddychał więc na sygnale do weta, niewydolność krążeniowo oddechowa, więc do wyboru albo przedłużyć cierpienie albo uśpić. To była ciężka męska decyzja. Wraz z mężem ryczeliśmy jak bobry. Nawet pisząc to, płaczę i serce mi pęka. Wstyd przyznać ale mniej wzruszyła mnie śmierć teścia jak strata tego starego kochanego kawałka futra.
Sznycel ma teraz jakieś 5,5 roku, wzięliśmy go jakieś pół roku przed Borysem. Tylko On był w stanie znieść tego egoistycznego potwora. Oczywiście szukam teraz młodszej wersji Borysa, który będzie miał siłę i cierpliwość dla tej futrzastej małpy w ciele kota. I da się głaskać jak na kota przystało
Pozdrawiam serdecznie
