Ja też mam za sobą pierwsze świąteczne wrażenia...
A onych dostarczyło mi spotkanie kocio-kocie.
Otóż wzięłam mój jedynaczkowy przychówek (Kawę) i udałam się do mamy. U której są już dwa koty (Maja i Kropa). No i na początku było pięknie, póki nie doszło do kociego zbliżenia.
Wiadomo, Kropa (bo Maja to bojąca) chciała się bliżej zapoznać z gościem, Kawa na wszelki wypadek zaczęła syczeć i warczeć (czy co tam koty robią) i jakoś nie wiadomo jak, nagle wszystie trzy koty zaczęły się kłębić. Ponieważ na szczęście było nas trochę rozdzielania, to ja złapałam Kawę, a Mirek lampę
Kropa pozbawiona wroga na wszelki wypadek przylała Mai, która jej nie pozostała dłużna.
No i witam święta z trzema piętnastocentymetrowymi szramami na ręce
