Dobra, dojechali. Wyszedłem po nich, żeby pomóc w taszczeniu ogonów do domu i wpierw ich poczułem (byli na nawietrznej) a potem zobaczyłem.
Kostek/Konstanty/Kazimierz/Kocimierz (takie robocze imiona

) wyszedł, obleciał kuchnię i ruszył miauczeć i drapać do drzwi. No jak Bonzo zupełnie.

Bajadera/Balbina (czy jak jej tam) opuściła kontenerek, zjerzyła Maćka i zaanektowała torbę po Kostku.

Później wyszła do mnie, władowała mi się na ręce i tu spędziła kolejne kilka minut łasząc, tuląc się i miziając.
Kostek, wsadzony do kuwety, zauważył, że pod tą wielką metalową michą, jest sporo miejsca i się tam wcisnął przyprawiając schowanego tam Maćka o kilka nowych siwych włosów.

Tak, te łapy na hydraulice i kawałek ogona to Maciek, próbujący ewakuacji.

Po kilku stanowczych mrrrau, pchhhh i wrrr Maciek opuścił był swoje schronienie i poszedł obrażony na drapak. Jego miejsce pod wanną zajęła pani B. i wygląda na to, że przez najbliższych kilka chwil tak pozostanie.

A Tu widzicie Macieja kota z wyrazem bezgranicznej wdzięczności za nowych znajomych.

A to wiadomość z ostatniej chwili (ten wpis powstaje już od dobrej godziny, bo musiałem pozamiatać pod wanną, a że zdjęcia już powstały, to tradycyjna miotełka nie wystarczy

) :
Bajaderka generalnie olewa Maćka, chodzi po mieszkaniu i zwiedza. Potem lezie pod wannę i spędza tam kilka minut (musi coś szepcze Kostkowi na ucho) po czym wyłazi i robi obchód kolejnej części mieszkania. A jak się gdzieś po drodze napatoczę np. ja, to się pomizia, wlezie na kolana, wepsnie (wespnie?) na ramię i idzie dalej. A Maciek na nowo poznaje wszystkie kąty, z których go nie widać a on może bezpiecznie powarkiwać na nową koleżankę.
Jestem nieco zaskoczony, bo spodziewałem się zgoła odwrotnej sytuacji. Znaczy Bajadera pod wanną a Kostek na włościach.