» Śro lip 03, 2013 7:59
Re: Klub Trudnego Dokocenia - Reaktywacja
Witam wszystkich.
Troche o mnie. Niedawno musielismy uspic naszego kotka, a poniewaz od zawsze w domu bylo jakies zwierze, przewaznie psy, ale ze wzgl na synka chwilowo pies nie wchodzi w rachube zdecydowalismy sie na kota. Poniewaz jestem zwolenniczka adopcji wszelkiej bidy jaka zostala skrzywdzona przez ludzi zdecydowalam sie na takaz wlasnie adopcje z lokalnej organizacji. Kocur ma ok 3-4 lat, pojawil sie nagle wsrod stada wolnozyjacych i byl przez nie gnebiony. Zostal zlapany, wysterylizowany, wyleczylismy go z mocznicy, ale jest kotem bardzo drobnym i wychudzonym wiec kazdy kto go zobaczy nie wierzy, ze ma az tyle lat, bo postura przypomina raczej roczniaka. Kocur jest rudzielcem i w stosunku do ludzi jest mega miziakiem. Wystarczy podejsc i juz wlacza murmurando. POglaszcze sie go po glowie to wywaraca fiflaka i lezac kolami do gory czeka na mizianie po brzuszku. Od pierwszej chwili zaakceptowal i nas i synka, stal sie domowa przytulanka i dzieciak moze z nim robic wszystko, a jak ma dosc to poprostu odchodzi. Zero agresji, wiec trafil sie nam cudowny kot. I byloby ok gdyby nie fakt, ze jesli chodzi o inne kocury, bo z kotkami jeszcze nie probowalismy to jest agresywny. Wczoraj na prosbe zaprzyjaznionej pani inspektor ze wpomnianej organizacji zgodzilam sie wziac jako DT lagodnego ok 2 letniego kocurka, ktory wiele przezedl i kobita nie miala co z nim zrobic. Na poczatku rudy warczal, ale siedzial w "swoim" pokoju na parapecie. Akcja zaczela sie dopiero gdy burasek poczul sie swobodniej i zaczal zwiedzac mieszkanie. Momentalnie Rudy zaczal na niego polowac. Tz lazil za nim, warczal, syczal, "spiewal" jak to ja nazywam, przybieral pozycje do ataku. Tamten lagodny, ustepowal mu z drogi, ale przycisniety do sciany zaczal rowniez syczec i "spiewac". Wiem, ze dokocenie trwa i nie zawsze konczy sie sukcesem, ale w tym momencie balam sie o synka, bo on nie rozumial co sie dzieje i stawal miedzy kotami. Chcial oba glaskac, a koty naladowane zaczely reagowac syczeniem na niego. Tz Rudy lekko sie wycofywal, ale Buras zaatakowal synka. Nic sie nie stalo, dziecko sie jedynie wystraszylo, ale stwierdzilam, ze nie bede ryzykowac. Na szczescie bylam w stalym kontakcie z pania inspektor, ktora zdolala znalezc domek dla Buraska i tego samego dnia zabrala kota. Rudy odrazu sie zrelaksowal, obszedl wszystkie katy i z triumfem ( mial bardzo zadowolona mine) polozyl sie na moich kolanach. No i co teraz? Bardzo chcialabym miec drugiego kota, mialam nawet mozliwosc wziecia rocznego super miziakowatego kocurka od kolegi, ale martwie sie, ze Rudy nie wpusci juz do domu zadnego innego kota i przedewszytkim boje sie, ze podczas takiego docierania sie kotow gdzie moze wszystko sie wydarzyc oberwie moje dziecko. Poradzcie czy mam dac sobie spokoj z drugim kotem czy sa jakies sposoby, zeby takie dokocenie przebieglo lagodniej,a moze gdybym wziela dwa koty tz jednego na stale, a drugiego na tymczas to wtedy Rudy nie czulby sie juz tak pewnie ?