Toficzek odszedł godzinę temu
Biedactwo, nie poczuł się lepiej po wieczornych zastrzykach. Całą noc ciężko oddychał. Trochę leżał ze mną w łóżku, ale nie bardzo mógł sobie znależć miejsce. O 4 jeszcze nie było najgorzej, ale nastawiłam budzik na 8, żeby go zabrac do lekarza, bo leki nie dały efektów. O 6 obudziło mnie jego miauczenie, jakby chciał jeść, chociaż połączone z bardzo ciężkim oddechem.
Myśałam, że jest głodny, nabrałam mleka w strzykawkę i nagle zrobiło się cicho. Umarł w kąciku kontenerka.
Wyrzucam sobie, że nie poszłam z nim w nocy jeszcze raz do lecznicy. Że nie usłyszałam wcześniej jego dziwnego miauczenia. Że nie wzięłam go od razu na ręce, tylko zajęłam się tą cholerną strzykawką. Zwykle od razu go biorę na ręce, teraz tego nie zrobiłam.
Wyrzucam sobie, że może było cośco jeszcze mogłam zrobić. I nie zrobiłam.
Płaczę.
Żegnaj okruszku. Moja rodzina cię pokochała. Mama coraz częściej wspominała o tym, że może byś u nas został. Tak strasznie mi przykro.
Żegnaj kochanie, nie zapomnimy o tobie

.