A ja mam pytanie, co zrobić? Co zrobić, jeśli mijają dwa tygodnie, a koty nie to, że się nie tolerują, koty walczą ze sobą kilka razy dziennie do zabicia

? Trudno orzec, który jest stroną atakującą, one po prostu rzucają się na siebie kiedy tylko znajdą się wzajemnie w swoim polu widzenia... Poddałam się w momencie gdy odkryłam, że jeden z kotów (przybysz) śpi na własnym moczu

. Dodam, że rezydent jest młodszy (ma 10 miesięcy), wykastrowany, a nowy kot to także kastrat, ale starszy - rodzony tato rezydenta. Bardzo chciałam znaleźć mu u nas domek, bo w hodowli jest problem z jedną z kotek, która go bije, biedaka... Ale niestety, wrócił tam z powrotem, w znacznie gorszym (w sensie ran po bitwach) stanie niż przyszedł

... Robiliśmy wszystko teoretycznie zgodnie z "zaleceniami", koty nie zostały puszczone "na żywioł", a poznawały się najpierw przez kontenerki i tak dalej. Niestety, dramat zamiast wygasać, pogłębiał się tylko. Przy czym na początku było chyba najlepiej, najpierw obchodzili się tylko z daleka. Następnie zaczęli na siebie wyć i syczeć, a po dwóch czy trzech dniach pobili się pierwszy raz. Później obaj zaczęli sikać gdzie popadnie, a na koniec starszy kot pod siebie

.
Bardzo chciałabym jeszcze spróbować, ale boję się czy nie narobię tym więcej szkody niż pożytku

. Czy ta sytuacja jest w ogóle do rozwiązania? Dodam, że oba koty są rasy cornish rex (co jest tym dziwniejsze, że rexy uchodzą za koty niezwykle towarzyskie), oba rodowodowe. W domu mieszka z nami jeszcze piesek, yorek, ale z nim nigdy nie doszło do najmniejszego konfliktu, ani przy jednym, ani przy dwóch kotach.