Koćki jakoś zniosły nasz urlop i związaną z tym 8-dniową nieobecność. Były wizytowane 2 razy dziennie - rano przez moją siostrę albo szwagra, po południu przez moje koleżanki.
Żywieniowo było im bardzo dobrze

Ja byłam dość przerażona doniesieniami, że koty nie chcą jeść - ale jak po powrocie zobaczyłam, że zniknęła 1/3 zawartości puszki z suchym oraz całe pudełko dropsów to zrozumiałam, czemu jeść nie chciały

Też bym nie chciała na ich miejscu

(normalnie suche i dropsy to ekstra dodatek, a nie danie główne).
Psychicznie gorzej - sierściuchy były wyraźnie niedopieszczone, cierpiały na brak ludzkiego towarzystwa, przychodzącym pchały się na kolana i chciały się miziać.
Kiedy wróciliśmy, prawie się poryczałam w korytarzu jak zobaczyłam te puste i smutne kocie ślepka

Zamiast moich kochanych łobuzów naprzeciwko stały zrezygnowane, zobojętniałe, obce koty. Inkę to na nasz widok tak zatkało, że przez godzinę czy dwie nie wydała z siebie ani jednego dźwięku (a normalnie jest dość pyskata

). Wieczorem przytuliła się do mnie w łóźku i pobiła Oneta, który chciał też się ułożyć obok

Potem spała całą noc między mną a TŻ pod kołdrą.
Od kilku dni miziamy, tulimy i bawimy koty intensywnie i powoli doprowadzamy je do normalnego stanu.
Strach myśleć nawet o kolejnym wyjeździe
