Wreszcie chyba złapałam oddech i trochę dystansu. Chcę Wam napisać, co mnie tak wykańczało przez ostatni tydzień.
Miałam poczucie, jakbym znalazła się w oku cyklonu. Zewsząd nacierały na mnie informacje o kotach w potrzebie, a ja mam bardzo skromne możliwości działania

W domu mam 2 kociaki, którym mogłam zapewnić weta tylko dzięki pomocy z forum. Jestem odcięta od konta. Wypłaty czekam jaka kania dżdżu, a przez ewidentny błąd firmy kurierskiej muszę czekać do 30 dni na rozpatrzenie reklamacji

Do tego na naszą posesję przybłąkała się śliczna oswojona kicia
Przyszła gdy ja akurat byłam na szkoleniu. Nie martwiłam się nią zbytnio, gdyż myślałam, że ona mieszka tu w okolicy a do mnie tylko za lepszym żarełkiem przyszła. Okazuje się, że chyba jednak nie. I tej kici będę musiała jakoś pomóc

Ona na karmienie jest wpuszczana do kuchni. Doskonale wie, co to jest lodówka. Niestety nie umie jeść ŻADNEJ kociej karmy. Zna za to pasztet, wątróbkę, kiełbasę. Powoli staram się przyzwyczajać ją do kociego jedzenia. A ona nawet puszek i saszetek nie za bardzo toleruje. Niestety po nakarmieniu MUSZĘ ją wypuścić, a noce są takie zimne

Tata nie zgadza się stanowczo na zabranie jej do domu! Poza tym ona boi się moich kocurków, gdyż te łajdaki ją przeganiają. I naprawdę nie śpię spokojnie, gdyż się o nią zamartwiam.
Do tego mam niezłą jazdę z kocurkiem z tego wątku:
viewtopic.php?f=1&t=100978&start=0Jestem szczęśliwa, że udało mi się znaleźć TDT na kilka dni, ale co dalej?
A do tego muszę ciachnąć kotkę tej pani, która dzwoniła do mnie z prośbą o pomoc dla kociątek (tuż przed moim urlopem).
Absolutnie zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie na tym forum robią znacznie więcej. I szczerze te osoby podziwiam. Niestety ja mam takie ograniczenia, które nie pozwalają mi na więcej. Chodzi głównie o finanse i warunki mieszkaniowe, a konkretnie o fakt zamieszkiwania z rodzicami.
Generalnie mam się czym martwić. Ech...