1969ak pisze: A nie myślałaś przypadkiem o mnie? Bo mi dzisiaj śniło, ze chciałaś mi coś wcisnąć
Ooo coś tak czułam że tak się to skończy. Będe się ludziom śnić w najgorszych koszmarach - pomiędzy brzękaniem łańcuchami i dźwiękiem piły mechanicznej będzie słychać subtelne "weź kotka, weź kotka, weź kotka"
Vil - powinno podusić życie zewnętrzne na kotku. To samo przećwiczyłam dziś na Krecikach, czekam na newsa od Szałwii czy ją coś oblazło
dorotak i Ula 1969 to super sprzedawcy

Dzięki...
Magdulka - ha - ja też nie skojarzyłam

Płomyczek ostatnio przekazał jedzonko i żwirek dla reszty kociej rodziny. Jedzonka trochę dla Krecików,trochę dla hodowli p.Ani

A trochę jeszcze zostało
marzenko - nie poddawaj się. Klatki łapki obie są wolne - jedna stoi u p.Ani na Pietraszach, druga u p.Bogusi na Sybiraków. Warto spróbować jeśli kicia nie współpracuje...
Co do Ryskiej - to konkretnie - ile dóbr tam naliczyłyście? Jedną kotę i tego malucha? Maluch bardzo dziki? Może da się capnąć?
Janiu - pani Bogusia ma fajną klatkę łapkę - sprowadziła z USA

Myślę, że chętnie pomoże...
Dziś był hurt w lecznicy. Moje dwa chłopaki się szczepiły (ale że nosić nie moge za dużo, to po 1 sztuce, do transportera skombinowałam pasek, żeby go zawiesić na ramię) W pierwszym pakiecie Słonikowi towarzyszyły resztki Danutków - dostały antytasiemca gdyż niewykluczone że mają przebogate życie wewnętrzne

. W drugim pakiecie Sabkowi towarzyszyły 3 Kreciki. Wiecie, nie ma sprawiedliwości... Wszystkie Kreciki syczą elegancko, myślą, że są mega groźne. Tylko pingwinek - piratek z najbardziej chorym oczkiem mówi, że niech tam sobie reszta rodziny syczy a on chce na rączki. Biedne to jego oczko, nie da się zajrzeć co tam ma -spojówki za mocno spuchnięte.
Wieczorem byłam u p.Grześ na działce-Janiu, pamiętasz? to ta pani od której był w tamtym roku Bello, Tola i Sweetka.
Pani dziwna jest-niby wysterylizowała ze dwie kotki w tamtym roku i jedną w tym. Ale nadal ma ze 4 niewysterylizowane - jedna się dziś jej radośnie okociła

Ma też dwa kociaki z czerwca...Taka marudna była - że nie ma gdzie trzymać, że nie ma jak dowieźć. A ma domek na działce i samochód...Cieszę się że pojechałam - pomimo iż mój mąz klął w żywe kamienie jakoś "drogi" po której przyszlo nam jechać. Ale przynajmniej nie dam się wkręcać.