Moje nerkowe serduszko [']

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro paź 14, 2009 11:04 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

moc uścisków dla was dziewczyny trzymajcie się :love:
Obrazek

Ania Z

 
Posty: 2370
Od: Śro lip 07, 2004 10:34
Lokalizacja: Lwia Ziemia ;) w Poznianiu

Post » Śro paź 14, 2009 12:27 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

Cały czas myślę u Was :ok: :ok: :ok:
Obrazek

Avian

Avatar użytkownika
 
Posty: 27189
Od: Śro lip 05, 2006 13:15
Lokalizacja: Poznań / Luboń

Post » Śro paź 14, 2009 13:05 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

Dziękujemy. To pomaga :1luvu:

koconek

 
Posty: 2586
Od: Sob sie 08, 2009 15:41
Lokalizacja: koconkowo

Post » Śro paź 14, 2009 13:11 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

Malutka bez zmian.
Dużo śpi, nie protestuje już przy kroplówkach - teraz są codziennie :(
Co półgodziny przychodzi i sprawdza, czy jestem, robi rundkę wokół stołu i wraca spać :kotek:

Tak się przyzwyczaiła do stałych godzin karmienia, że sama przychodzi zdziwiona, ze jeszcze jej nie budzę. Oczywiście, jak już siadam ze strzykawką to błyskawicznie znika i muszę jej szukać we wszystkich kryjówkach. Zazwyczaj kończy się moim wpełzaniem pod łóżko, żeby ją wyciągnąć :roll: :1luvu:

koconek

 
Posty: 2586
Od: Sob sie 08, 2009 15:41
Lokalizacja: koconkowo

Post » Śro paź 14, 2009 14:14 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

Rób swoje i nie trać nadziei, przy tej chorobie są górki i dołki. :ok:
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 15238
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Śro paź 14, 2009 18:36 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

Trzymam mocno za Was :1luvu: :ok:
Anna i tylko cztery koty :(

anna57

Avatar użytkownika
 
Posty: 13052
Od: Wto kwi 27, 2004 10:24
Lokalizacja: Poznań

Post » Czw paź 15, 2009 14:43 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

Mam burego dachowca. Zbój mu na imię. W czerwcu stwierdzono u niego pnn.
Przed 12 laty ok.6 mczny bury kotek usiadł sobie na naszej wycieraczce i lamentował, zanim córka wróciła z zajęć.
....W radio leci teraz melodia "Upływa szybko życie". Prawdziwa....
Zbój został z nami na stałe. Ukochany, mądry, opiekuńczy kot. Wychował 2 mioty bezdomniaczków i 1 czarnucha, który także miał być bezdomny - ale został z nami.
Teraz zbójeckie kocio jest ciężko chory.
Nie chcę mówić ile kosztowało jego leczenie dotychczas. Ale od tygodnia postanowiłam nie żałować mu jedzenia, które kochał, choć wiem, że to przyśpieszy....
Zbój nie znosił karmy dla nerkowców i cały czas był głodny.
Wychódł, od tygodnia je swoje ulubione serducha, gęsto mielone i ma codzienne kroplówki, wiem że to będzie koniec.
Koconku, jak dobrze Cię rozumiem - tak mi ciężko.
Wet obiecała, ze TEN zastrzyk zrobi mu w domu, u mnie na kolanach, żeby kocio do końca nie bał się.
Koconku, czytam Twoje posty od początku, współczuję ale teraz bardzo proszę o wsparcie - ciężko mi.
pozdrawiam

bozennak

 
Posty: 501
Od: Pt sie 07, 2009 22:49
Lokalizacja: Białystok

Post » Czw paź 15, 2009 17:31 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

Bozennak rozumiem i spróbuję wesprzeć, jak potrafię.

Czy Zbójma swój wątek - szukałam, ale nie udało mi się jakoś znaleźć? :oops:

Mi także jest bardzo ciężko. Jednak muszę się przyznać, że jest mi o wiele łatwiej niz na początku, gdyż teraz wiem, ze robię dla malutkiej naprawde wszystko, więcej nie mogę - byłabym gotowa nawet robić jej przeszczep gdyby miał on sens, ale w tym wypadku niestety nie ma - ona by po prostu nie obudziła się po narkozie.
I ta świadomość jakoś mi pomaga, to nie znaczy, że mniej boli, że nie mam watpliwości itd.
Ale też pomaga mi mój bardzo mądry kot, który zrozumiał, że to co robię, robię aby jej pomóc, choć na początku było inaczej i jej protesty na wszelkie zabiegi sprawiały, że wpadałam w kolejny ciemny dół pełen wątpliwości i strachu.
To tak trudno opisać słowami.
Cały czas mam nadzieję, ze los mi oszczędzi podejmowania decyzji ostatecznej i któregoś dnia Kicia pójdzie spać snem, z którego się już nie obudzi, naturalnym, bez zastrzyku, bez bólu, duszenia się, cierpienia, itd. Ale to jak wygrana w lotka.
Każdy kolejny dzień z jednej strony zbliża nas do końca, ale z drugiej pozwala mi się do tego bardziej przygotować psychicznie. Moze zabrzmi to okropnie, ale pogodziłam się z faktem, iż mój kot umrze niedługo. I to mi paradoksalnie najbardziej pomaga i pomaga nam razem przeżyć najpiękniej
dni, jakie nam zostały, bo przeżywamy je świadomie.
Nigdy nic nie wypełni pustki, jaką po sobie zostawi moje ukochane maleństwo i zawsze będę za nią tesknic - tesknie juz teraz, gdy tylko o tym pomysle. Ale, jak napisał mi ktos spoza forum: taka jest cena za tą przyjaźń, za tą miłość. Razem z nią, moją kiciunią codziennie umiera też cząstka mnie, ale za miłość, którą otrzymałam jestem gotowa taką cenę zapłacić.
I ja także, co bardzo wazne - jestem także przygotowana fizycznie, aby - jeśli będę do tego zmuszona - ofiarować malutkiej ostatni dar - aby mogła zasnąć w domu.
Patrzymy sobi nawzajem w oczy i wiem, ze obie rozumiemy i wiemy. I wtedy tak ciężko powstrzymać łzy.
Ale też wierze, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że to się dzieje ma sens i musi się wydarzyć, aby mogło się wydarzyć coś innego, coś pięknego, bo w końcu w naturze panuje równowaga.
I tylko od czasu do czasu gdy ją przytulam, muszę po chwili wytrzeć jej mokre futerko.

koconek

 
Posty: 2586
Od: Sob sie 08, 2009 15:41
Lokalizacja: koconkowo

Post » Czw paź 15, 2009 17:40 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

To "niedługo" to może być i dwa lata... i więcej też...
Najlepiej o TYM nie myśl, to jest początek choroby, a nie koniec, w perspektywie powinna być stabilizacja kota, nawet jeśli oznaczać ona będzie, że zwierzak nie będzie już taki ruchliwy jak dawniej.
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 15238
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Czw paź 15, 2009 17:59 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

Nie Mziel. To nie jest początek choroby tylko jej bardzo zaawansowane stadium.
Niestety w naszym przypadku choroba się długo ukrywała, a weci nie potrafili jej na czas zdiagnozować.
Kicia miała nie żyć już w sierpniu. Weci - w wielkim skrócie - praktycznie odmówili współpracy i tylko zbieg okoliczności i moja determinacja sprawiły, ze Kicia nadal zyje.
Zyje także dzięki zaleceniom dr Suszyńskiej, która prognozowała Kici maksymalnie 12 miesięcy życia, co i tak zakrawałoby na cud. Tylko, że to było w pierwszych dniach sierpnia.
Bardzo chciałabym, abyśmy mówili nie o miesiącach, czy nawet tygodniach, a o latach. Naprawdę.

koconek

 
Posty: 2586
Od: Sob sie 08, 2009 15:41
Lokalizacja: koconkowo

Post » Czw paź 15, 2009 18:09 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

A teraz napiszę coś, co może niektórych zbulwersować lub zaboleć. Ale niestety takiej wiadomości
w najgorszym momencie także mi zabrakło.

Po własnych doświadczeniach uwazam, że nalezy się przygotować do TEGO momentu również fizycznie, kiedy jeszcze psychicznie ma się na to siły. Jeśli ktoś mieszka poza miastem pewnie jest łatwiej. Ale ja mieszkam w centrum miasta. I wierzcie mi, że w momencie rozpaczy i świadomosci, że jutro twój kot ma umrzeć, albo nawet po fakcie, gdy nie jest się w stanie utrzymać w rękach nawet kubka z herbatą.... to był koszmar - szukanie skrzyneczki, w której można kota pochować, czy nawet miejsca (mam gdzieś przepisy, nie oddam mojego maleństwa do utylizacji) pochówku - sorry, za brutalność, ale doniczka na balkonie się do tego nie nadaje.
Szczęśliwcy, którzy mają w promieniu przynajmniej 100km od miejsca zamieszkania cmentarz dla zwierząt.

Teraz wiem, że chociaż ten koszmar będzie mi oszczedzony w najgorszych chwilach, bo jestem gotowa, wiem co robić.

I mimo to codziennie coraz bardziej kocham moją Kiciulkę.

koconek

 
Posty: 2586
Od: Sob sie 08, 2009 15:41
Lokalizacja: koconkowo

Post » Czw paź 15, 2009 18:27 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

Masz racje koconku, od tego nie uciekniemy. Kiedy odeszła moja Grubcia nie byłam w stanie się ruszyć. To mój tato przyniósł dla niej skrzyneczkę, ułożył podusi, przykrył. I pochował w lesie. Dobrze jest mieć w takim momencie kogoś obok, kogoś silniejszego od nas, który jak najwięcej tego ciężaru z nas zdejmie. Taką świadomość warto mieć zawsze, nawet wtedy, gdy bierzemy do domu maleńkiego, zdrowego kociaczka. Bo nic nie jest wieczne.
Obrazek

Afatima

 
Posty: 5738
Od: Nie mar 02, 2008 12:33
Lokalizacja: Warszawa - Natolin

Post » Pt paź 16, 2009 0:07 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

Z każdym dniem upływa tydzień. Kilka ich to miesiąc. Parę zaś miesięcy, to już lata będą.
Czy to dni, czy lata, zawsze jest za krótko.
Nie myśl tyle o tym.

PcimOlki

 
Posty: 10931
Od: Nie wrz 16, 2007 14:12
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt paź 16, 2009 0:22 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

PcimOlki pisze:Z każdym dniem upływa tydzień. Kilka ich to miesiąc. Parę zaś miesięcy, to już lata będą.
Czy to dni, czy lata, zawsze jest za krótko.
Nie myśl tyle o tym.

Pcim....dobrze napisane.
Aniu, nie mysl. Ciesz sie kazda godzina, minuta i dniem.
Jestem w kropce....... zgadnij w której
Obrazek

aga9955

Avatar użytkownika
 
Posty: 15462
Od: Czw sie 14, 2008 18:51
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt paź 16, 2009 10:46 Re: Moje nerkowe serduszko - walczymy z E.coli

A ja uważam, że trzeba o tym pomyśleć, przygotować się psychicznie i fizycznie. Wtedy jest nam łatwiej pogodzić się z tym, co nieuniknione. Wszystko jedno, czy nasz Przyjaciel/nasza Przyjaciółka odejdzie śmiercią naturalną, czy też pomożemy mu/jej odejść.

Wiedza na ten temat pomogła mi osobiście w przetrwaniu najcięższego okresu.

viewtopic.php?t=76155&highlight=liwia
To był dla mnie chyba najtrudniejszy tekst, który napisałam na forum miau, bo musiałam swoje emocje utrzymać w ryzach.

Na szczęście państwo niemieckie zezwala na pochowanie swojego zwierzęcia we własnym ogródku. Dużo właścicieli mieszkających w dużych miastach i nie mających ogrodu, chowa swoje zwierzęta na specjalnych cmentarzach lub decyduje się na kremację zwłok. Jeśli chcą zabrać urnę z prochami do domu, organizują to indywidualnie, bez udziału lekarza weterynarii. Jadą ze zwłokami do miejsca kremacji zwierząt, których w Niemczech jest kilka. Zwłoki palone są wtedy osobno. Właściciel wybiera urnę i zabiera ją potem wraz z prochami swojego czworonożnego Przyjaciela do domu.

Koconku, życzę Ci z całego serca wiele siły.
Disclaimer: Nie jestem lekarzem weterynarii i moje porady na forum miau.pl nie zastąpią konsultacji ze specjalistą.

Tinka07

 
Posty: 3798
Od: Pt lut 09, 2007 15:31
Lokalizacja: Passau/Wenecja Północy

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], kasiek1510, Paula05, puszatek i 95 gości