» Śro kwi 26, 2006 22:32
Właśnie wróciliśmy z lecznicy. Mały poczuł się gorzej, ciężo oddychał, pysio otwarty, był ogólnie słabiutki.
Tofik dostał elki rozszerzające oskrzela i coś przeciwko gromadzeniu się płynu w płucach (profilaktycznie). A ja dostałam wykład nt. tego, że mały ma właściwie małe szanse, że ciągle jest niestabilny, że może ma jakąś wadę wrodzoną, że trzeba by zrobić test białaczkowy, bo widać ma upośledzoną odporność (oczywiście to słowa dr I.W, wrrrrr, nie lubimy się). Mam mętlik w głowie, nie mogę się doczekac powrotu dr Dominiki.
Faktem jest, że nasza doktor mówiła, że leczenie malca potrwa 2 tygodnie. On niestety jest ciągle jest niestabilny, dwa dni świetne i dół trzeciego. Teperatura jak huśtawka - 38; 35,4; 36,1; 39,4. Płuca ciągle z czymś wyskakują - a to przy wdechu coś słychać, a to niewielka ilość płynów, a jak nie płuca to nos albo oskrzela.
Pozytywem jest to, że mały je, pije, siusia, robi kupę. CZyli od tej strony jest ok, organizm pracuje.
Dr Buczek mówiła, że ten wirus jest bardzo podstępny - aktywuje się w momencie obniżenia odporności.
Idę spać, muszę odetchnąć, jakoś to wszystko przegryźć. Nie słuchajcie mnie, mam kryzys. Sama nie mogę wyjść z przeziębienia.
Kłólewna Inka i Księciunio Salutek