Infekcja prawie juz odeszla w sina dal. Ostatnie Kreciatko zaczelo wczoraj jesc - Japonka (jednak i ja zmoglo). Dzieciaki sa na diecie co im sie strasznie nie podoba bo gotowane jedzenie, wedlug nich - jest toksyczne, tak jak i suche chrupki zreszta.
Nie umiem juz ich upilnowac. Nie da sie wejsc do ich pokoju spokojnie - zawsze ze dwa wypadna miedzy nogami na rekonesans. W zwiazku z tym zamykam moje koty w duzym pokoju z otwartym balkonem a Krecieta buszuja w pozostalej czesci mieszkania. Wszedzie ich pelno

Tylko Japonka, ma w sobie gen histerii (nazwijmy to ladnie - jest niesmiala

) i oglada swiat z wyzyn moich ramion. Niby juz maja ponad dwa miesiace a straszne malenstwa z nich...
Wczoraj wieczorem z pokoju wypadla i Mrowka i dwa kociaki - pobiegly wprost do kuchni w ktorej urzedowaly moje koty. Spodziewalam sie lapoczynow i syczenia a tu co? Nic! Cisza i sielanka i wzajemne obwachiwanie. Mrowce szczegolnie wpadl w oko Maly Rozum - bardzo za nim biegala w celu zaciesnienia wiezow przyjazni

A Zboj zostal obwachany z zaskoczeniem - wrecz niedowierzaniem. Moje koty mialy glupie miny - serio serio

Bo to i niby swojsko pachnie a obce, niby kot a kosmita
