
Witamy w sobotę.
Mam nadzieję, że pośpaliście, bo my ...NIE.


Kapit regularnie budzi się o 5.00 i zaczyna miauczeć. Drze to rylło aż nie wstanę, a jak wstanę ...idzie spać.
Ale rytuał musi być zachowany, muszę wstać, zrobić kawę i przy tej kawie siedzimy sobie i jest dyskusja.

Ileż on gada! więcej niż ja.
Wczoraj uśmiałam się z niego, bo weszłam na konto i okazało się że mam już kasę. Podeszłam do niego zadowolona i mówię " Kapitku, jesteśmy bogaci!" A Kapitek na to " MNIA?".


Wczoraj od rana szykowaliśmy się do wyjazdu na wieś i...nie pojechaliśmy. Siedzimy więc i obserwujemy krople deszczu, które dla Kapitka są równie fascynujące co i sikorki czy jego ulubiony kabel który się rusza za naszym oknem.
Już nałożyliśmy szelki i kot popędził do transportera, a tu klops, bo moja mama się źle poczuła i wyjazd odpadł. Szkoda bo bardzo mi się podobają wyjazdy z Kapitkiem, w większym domu on jest zadowolony, zamiast niszczyć to interesuje się kocicami, a i ostatnio wyszliśmy na szelkach przed dom i to było takie miłe.
Jednocześnie zwróciłam uwagę na kolejną ciekawą rzecz- a mianowicie Kapitek założył szelki z radością i uwielbieniem, a jak mu pakowałam głowę do nich to mało się nie rozpłynął mrucząc. Jestem prawie pewna że on jest świadom korzyści i jeśli coś mu się opyla to on to robi z zadowoleniem. To jest cwana bestia.
I chyba postanowił sobie ten brak podróży wynagrodzić bo wczoraj znowu mi zrobił susa na korytarz i znowu go przynosiłam z klatki schodowej

A jeśli o oczy chodzi to wiem, że może się źle stać, bo juz byłam parę dobrych lat temu na chirurgii okulistycznej po tym jak moja kochana Inusia wypadła na mnie z szafy.