Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto maja 15, 2012 14:00 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

martaslupsk pisze:http://allegro.pl/show_item.php?item=2348663025 może tak przejdzie


Ja bym dodała np. "Dyplom Wielkiego Serca", "Dyplom Pomagam Zwierzętom", sam "dyplom" jakoś tak dziwnie brzmi. Ale może się czepiam.

Ayadeco

 
Posty: 26
Od: Nie paź 03, 2010 6:54
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto maja 15, 2012 14:56 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

I tak sie przyczepią:
Na Allegro zabroniona jest sprzedaż "cegiełek" lub przedmiotów przesyłanych drogą elektroniczną. W przypadku zainteresowania naszym wsparciem, np. przekazaniem prowizji na cel akcji oraz ewentualnymi formami promocji z naszej strony, prosimy o kontakt poprzez formularz i wybór tematów Usługi specjalne > Aukcje charytatywne.

martaslupsk

 
Posty: 2778
Od: Sob paź 17, 2009 16:23
Lokalizacja: Słupsk

Post » Wto maja 15, 2012 14:56 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

Nie wiem, czy przedmiot transakcji może istnieć tylko wirtualnie
kiedyś było takie zastrzeżenie, że np. zdjęcie wysyłane mailem nie może być sprzedawane przez Allegro, ale to samo zdjęcie nagrane na płytę i przekazane w tej formie już tak

napisałabym do Allegro pytanie, jak powinna być sformułowana aukcja, żeby nie została usunięta
nie zdarzyło mi się, żeby mi nie odpowiedzieli na pytania odnośnie aukcji, więc sądzę, że i takie pytanie nie pozostanie bez odpowiedzi.

Edit: no właśnie, dokładnie o to mi chodziło
czyli potrzebne są fanty :|
abluo ergo sum

Beliowen

Avatar użytkownika
 
Posty: 55549
Od: Czw lis 25, 2004 11:33
Lokalizacja: 52°04′N 21°01′E

Post » Wto maja 15, 2012 15:17 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

Opowieść światlego czlowieka
"Wakacje z Kasjopeją
Ks. Stanisław Musiał:
To było zawalenie się mojej dotychczasowej piramidalnej konstrukcji świata z człowiekiem na szczycie. Każde stworzenie ma życie od Boga i nie jest skazane na zależności pańszczyźniane od innych. Próbował nas uczyć tego już św. Franciszek. Chrześcijaństwo w XXI wieku będzie musiało zmienić swój stosunek do zwierząt (zmienią się przez to także nasze kulinarne przyzwyczajenia).
Tekst ukazał się w "TP" nr 40/01.

„Nie wiem, czy Ojciec będzie zadowolony, ale w tym roku nie będzie Ojciec na plebanii sam” - powiedziała do mnie sekretarka przy parafii św. Mikołaja w Monachium, witając mnie biurze parafialnym na parterze plebanii. Podobnie jak zeszłego lata miałem tutaj zastępować proboszcza. Rzeczywiście, u szczytu schodów prowadzących na I piętro, gdzie miałem zamieszkać, przywitało mnie dwoje iskrzących się czarnych oczu.

„To Kasjopeja.” - powiedziała sekretarka. Kasjopeję otrzymał proboszcz przed paru dniami, tuż przed swym wyjazdem na wakacje, od pewnego niepełnosprawnego chłopca, który go prosił, żeby się nią zaopiekował i jej się nie wyzbywał. Kotka, zdaniem sekretarki, mogła mieć co najwyżej dwa miesiące. "Jest piękna - powiedziała zostawiając mnie samego na piętrze - i będzie miał Ojciec z niej dużo radości."

KRÓLEWSKIE POCHODZENIE

Gdy zobaczyłam Kasjopeję później w całej krasie, musiałem oczywiście zgodzić się z opinią sekretarki: miała wielkie czarne oczy, białe futerko z wydłużoną, wielobarwną "plamą" na grzbiecie i czarne ,,buciki", półcholewki. Dorosłym osobom, które podziwiały jej urodę, tłumaczyłem, że jest z arystokratycznego rodu i że jej przodkowie wywodzili się z Egiptu, z dworu któregoś z faraonów. Jako dowód na jej "błękitną krew" podawałem niezwykle dostojny chód, wykwintne maniery, zwłaszcza przy spożywaniu posiłków, i czarną plamkę nad lewym okiem. Niektóre osoby dawały wiarę moim teoriom i podziwiały zarówno Kasjopeję, jak i moją wiedzę o kotach. Jak mało o nich jednak wiedziałem, przekonałem się już w pierwszym dniu mego przebywania z Kasjopeją pod jednym dachem. Kasjopeja uświadomiła mi, że nie jest zabawką. Była to lekcja bolesna. Jej ślady nosiłem długo na moich rękach, a także i na twarzy.

Zrozumiałem, że muszę uszanować jej godność, a przede wszystkim wolność. Powziąłem zatem solenne postanowienie, że odtąd wszelka inicjatywa do wspólnej zabawy musi wyjść od Kasjopei.

Na pierwszy krok z jej strony musiałem poczekać aż do następnego dnia i był on dla mnie prawdziwym zaskoczeniem. Siedziałem przy biurku i coś pisałem. Nagle Kasjopeja wskoczyła na stół, a ze stołu na moje lewe ramię i tam usadowiła się wygodnie, niczym na siodle. Przez dłuższą chwilę przypatrywała się mojej prawej ręce. Kasjopeję oczywiście intrygowało wszystko, co było w ruchu. Tym razem obiektem jej zainteresowania był mój długopis. W pewnej chwili jednym susem skoczyła na mą rękę, wyrwała mi z palców długopis i zaczęła się nim bawić. Nie przeszkadzałem jej w tej zabawie. Chciałem, żeby się przekonała, że mój długopis nie jest myszą (choć zaraz przyszło mi do głowy, czy aby Kasjopeja w ogóle widziała w życiu mysz). Widocznie moja taktyka zadziałała, bo nigdy już potem Kasjopeja nie wyrwała mi długopisu czy pióra z ręki.

ZE WSPÓLNEJ MISKI

Lubiła siedzieć na moim biurku, gdy przy nim pracowałem. Tak samo lubiła siedzieć na stole w kuchni, gdy spożywałem przy nim posiłki. Pozwalałem jej na to wbrew wszelkim zasadom higieny. Mówiłem sobie: Miłość jest silniejsza od wszelkich zarazków. Czasem nasz wzrok się spotykał. Miała niekiedy bardzo przenikliwe oczy. Potrafiliśmy patrzeć sobie w źrenice nawet przez kilka minut. Mówiłem jej wtedy o cierpieniu i prześladowaniach, jakim był poddany jej gatunek, zwłaszcza w średniowieczu, kiedy to urządzano kotom nawet procesy (czarny kot uchodził za wcielenie szatana). Domyślałem się, dlaczego Kasjopeja lubiła siedzieć na moim biurku, czy też na stole w kuchni w mojej obecności. Będąc na wysokości moich oczu czuła się moją pełnoprawną partnerką, jak równa z równym.

Pod koniec mego pobytu na plebanii zdobyłem się nawet na gest bardzo braterski wobec Kasjopei. Powiedziałem jej: "Kasjopejo, Ty jesteś arystokratką, potomkiem kotów »dworzan« z pałacu faraonów, a może nawet jesteś z kotów świątynnych, ja zaś jestem potomkiem chłopów z Łososiny. Moi przodkowie jedli posiłki całą rodziną ze wspólnej misy. Niech teraz tak będzie i z nami". Wziąłem głęboki talerz, nasypałem do niego müsli crunchy, wlałem trochę mleka o temperaturze pokojowej i powiedziałem do Kasjopei: "Smacznego!". Kasjopeja nie odrzuciła mego zaproszenia. Jedliśmy w milczeniu. Ona z jednej strony talerza - z wielką gracją, a ja z drugiej - na pewno z mniejszą gracją, co mnie zawstydzało.

Znaczną część dnia Kasjopeja spędzała z sekretarką na parterze, w pomieszczeniach biura parafialnego. Wszystkie osoby, które do kancelarii przychodziły, podziwiały Kasjopeję. Jedna z matek przyprowadzała nawet codziennie swą córeczkę, by mogła się z Kasjopeją pobawić. Nawet te osoby, które miały u siebie młode koty, przyznawały lojalnie, że Kasjopeja jest nadzwyczajna. Nic dziwnego, że Kasjopeja otrzymywała wiele prezentów, głównie zabawek: turlające się beczułeczki, dzwonki na tasiemkach, świecidełka. Rzadko jednak bawiła się tymi wyszukanymi sztucznościami. Wolała swój celofanowy, kolorowy, szeleszczący papierek z cukierka, rzucony najlepiej pod krzesło.

Kasjopeję interesowały jednak nie tylko niewinne, papierkowe zabawy. Przepadała za męską, wręcz brutalną walką. Wystarczyło tylko, że usiadłem na kanapie, długim, staroświeckim meblu w mym pokoju. Siadałem zawsze nie na środku, tylko na którymś z końców kanapy. Na drugim końcu "okopywała" się wtedy Kasjopeja. Czaiła się, podkładała prawą łapkę pod siebie, mierzyła wzrokiem odległość dzielącą ją ode mnie i zawsze nieoczekiwanie ruszała do ataku, rzucając się na mnie wszystkimi czterema szeroko rozczapierzonymi łapkami. Był to sygnał dla mnie. Zakładałem wówczas na prawą rękę i przedramię specjalny rękaw, który sporządziła mi z grubego starego kawałka materiału pewna zacna osoba. Trzeba było widzieć, z jaką determinacją Kasjopeja walczyła z nowym "wrogiem". Szarpała rękaw pazurami wszystkich łapek i wbijała swe ząbki w materiał z całą siłą, na jaką ją było stać. Unosiłem ją wtedy, przyczepioną do rękawa, wysoko w powietrze, a nawet nią lekko wymachiwałem. Gdy mój rękaw wracał do punktu wyjścia, czyli na kanapę, Kasjopeja uciekała, by za kilka sekund ponowić atak. I tak w kółko więcej niż pół godziny. Po takiej walce Kasjopeja padała jak martwa ze zmęczenia. Gdzie? Oczywiście na moje kolana i trudno mi ją było wtedy stamtąd usunąć.

CZUŁOŚCI

Na noc zostawiałem wszystkie drzwi do pomieszczeń na piętrze otwarte. Otwierałem także okno w pokoju, w którym spałem, wychodzące na dach zakrystii. Kasjopeja lubiła spędzać wczesne godziny nocne na tym właśnie dachu. Potrafiła siedzieć na nim nieruchomo godzinami i wsłuchiwać się w nocne tętno życia wielkiego miasta. Często widziałem ją wpatrzoną w niebo. Widocznie ekscytowało ją migotanie gwiazd.

Zwykle koło północy wracała z dachu do pokoju i kładła się przy moich stopach na łóżku. O świcie zmieniała legowisko. Cichutko, na końcach paluszków "przemierzała" mnie wzdłuż, aż ku głowie. Kładła się na mej poduszce, blisko mej twarzy, pyszczkiem ku mnie, tak iż czułem jej oddech. Mruczała przy tym swoje "pacierze" (tak mówiło się u nas w domu o kocie, który spał przy piecu w kuchni i chrapał). Zresztą po pewnym czasie owo mruczenie "pacierzy" ustawało i Kasjopeja oddychała bezszelestnie. Niekiedy budziła się i głaskała mnie łapką po twarzy. Robiła to z taką niezwykłą delikatnością, iż nie wierzę już teraz Arystotelesowi, wychwalającemu ludzką rękę jako najsubtelniejsze i najsprawniejsze "narzędzie".

Przestrzegałbym jednak dorosłych, żeby nie zezwalali dzieciom na branie kotów do poduszki, czy w ogóle w pobliże oczu. Mogłoby się bowiem zdarzyć, że kot biorąc w "dobrej wierze” oko za poruszające się zwierzątko mógłby je dziabnąć łapką, a co nie daj Boże - jeszcze ostrymi pazurkami.

Takie czułości oczywiście nie mogły pozostać nieodwzajemnione. Sięgnąłem po wypróbowany wzorzec, policzki. Nie broniła się. Gdy ją wypuszczałem z uścisku, zeskakiwała na podłogę, szła na korytarz i tam robiła swą poranną toaletę. Po czym spożywała śniadanie. Moje pocałunki Kasjopei były moim największym numerem, którym bawiłem swoich gości. Brałem główkę Kasjopei w ręce i "okładałem" jej policzki pocałunkami. Bardzo to lubiła. Nie wykazywała najmniejszego zniecierpliwienia. Im bardziej przy tym cmokałem, tym bardziej wydawała się być ukontentowana.

PRZYJACIEL ZWIERZĄT

Nie obyło się jednak bez dramatów. Wspomnę tylko o trzech. Pewnego razu, zupełnie niechcący, trochę z winy samej Kasjopei nadepnąłem mocno na jej łapkę. Wydała tak przeraźliwy pisk, że nigdy tego dźwięku nie zapomnę. Wziąłem ją natychmiast na ręce i okazałem jej tyle współczucia i miłości, na ile mnie tylko było stać. Po pięciu minutach zaczęła znowu biegać po pokoju, a ja byłem cały szczęśliwy, że moim nadepnięciem nie połamałem jej kosteczek w łapce.

Innym razem poszedłem po coś do piwnicy. Nie zauważyłem, że Kasjopeja weszła po kryjomu za mną (oczywiście w piwnicy schowała się przede mną; lubiła robić takie numery). Po wyjściu z piwnicy poszedłem do mojego drugiego kościoła, by odprawić Mszę św. Wróciłem do domu późnym wieczorem, po trzech godzinach nieobecności. Gdy tylko otworzyłem drzwi wejściowe, usłyszałem przeraźliwe miauczenie. Dochodziło z piwnicy. Skulona w kłębek siedziała przy zamkniętych drzwiach i "płakała". Od razu wziąłem ją na ręce. Tego wieczoru nie chciała nic jeść ani się bawić. Chciała być tylko cały czas przytulona do mnie. Miałem kłopot z tym, by się umyć i rozebrać przed spaniem. Jak tylko chciałem ją odłożyć, choćby na moje łóżko, od razu zaczynała głośno miauczeć. Nie kryję, że to przeżycie było dla mnie najmocniejsze i najbardziej wzruszające z całego okresu mych wakacji z Kasjopeją.

Trzeci dramat był zupełnie innej natury. Pewnego wieczoru przyszli do mnie moi przyjaciele z sąsiedniej parafii (którą także musiałem obsługiwać), Polacy, z ich psem Aską, potężnym stworzeniem, ale łagodniejszym niż najbardziej łagodny baranek. Ciekawi byliśmy, jak Kasjopeja zareaguje na psa, jako że w swoim życiu- zapewniano mnie -nie miała jeszcze okazji zetknąć się z żadnym przedstawicielem tego gatunku. Trzymałem Kasjopeję w rękach, gdy owi państwo wchodzili po schodach trzymając na smyczy psa. Gdy Kasjopeja zobaczyła Askę, wydała z siebie groźny pisk, wyrwała się z moich rąk i zaszyła się w moim pokoju. Trzeba było widzieć strach w jej oczach. Po odejściu moich przyjaciół, Kasjopeja wyszła z kryjówki, przegięta w pałąk, z najeżoną sierścią. Obwąchiwała pół nocy ślady po psie, fukając i prychając przy tym przez cały czas.
Pomyślałem sobie wtedy pozytywnie o naszym ludzkim gatunku. Nie jest z nami aż tak źle. Nie jawimy się kociej rasie tak groźnie i przerażająco jak przedstawiciele psiego gatunku. Zatem człowiek może być przyjacielem zwierząt. Tego "oczekują" od niego zwierzęta.

Pożegnanie z Kasjopeją nie mogło odbyć się bardziej prozaicznie. Zastępczyni sekretarki wypuściła ją do ogródka. Poszedłem więc do Kasjopei, ale ona nawet na mnie nie spojrzała. Zajęta była "zabawą" z konikiem polnym. Prawdę mówiąc, wołałbym jej nie zastać w takiej sytuacji, tak sobie w pierwszej chwili pomyślałem. Potem zmieniłem zdanie. To dobrze, powiedziałem sobie, że nie zrobiłem z Kasjopei "człowieka" i że nie przeszkodziłem jej pozostać sobą, czyli kotem. Po powrocie do kraju zadzwoniłem do Monachium, żeby się dowiedzieć, co dzieje się z Kasjopeją. Zastępczyni sekretarki powiedziała mi, że przez cały następny dzień, po moim wyjeździe, Kasjopeja była smutna. "Nic dziwnego- dodała - nikt nie okazał jej tyle serca, co Ojciec. Żadnej duszy u nas Ojciec nie poświęcił tyle czasu, co Kasjopei". To ostatnie zdanie mnie zastanowiło. Nie wdając się w dyskusję odpowiedziałem: "To prawda, poświęciłem Kasjopei dużo czasu, ale Kasjopeja dała mi więcej aniżeli ja jej". Owo "więcej" to było zawalenie się mojej dotychczasowej konstrukcji piramidalnej świata: z człowiekiem na szczycie i z podporządkowanym mu stworzeniem. Tak widział rzeczywistość stworzoną św. Tomasz z Akwinu i inni teolodzy, wszyscy rzekomo w oparciu o przesłanie biblijne. Tak jednak nie jest! Każde stworzenie ma życie od Boga i nie jest skazane na zależności pańszczyźniane od innych.

Taka będzie, wydaje mi się, teologia XXI w. Chrześcijaństwo będzie musiało zmienić swój stosunek do zwierząt (zmienią się przez to także nasze kulinarne przyzwyczajenia). Tego nauczyła mnie Kasjopeja. I za to jestem jej wdzięczny."

pozwoliłam sobie wkleić tą opowieść z innego wątku
Obrazek

wiesiaczek1

Avatar użytkownika
 
Posty: 2176
Od: Nie kwi 10, 2011 21:23
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto maja 15, 2012 16:23 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

http://www.tvn24.pl/-1,1744591,0,1,wrzu ... omosc.html
Zainteresowanie mediów jest coraz większe :ok:

EDIT: czy są wieści o stanie zdrowia Maciusia?
Ostatnio edytowano Wto maja 15, 2012 16:28 przez Bryska4, łącznie edytowano 1 raz

Bryska4

Avatar użytkownika
 
Posty: 19048
Od: Sob paź 25, 2008 17:59

Post » Wto maja 15, 2012 16:25 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

piękne :)
Obrazek Obrazek

JolaJ

 
Posty: 2948
Od: Pt sty 14, 2011 18:58
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto maja 15, 2012 16:32 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

Bryska4 pisze:http://www.tvn24.pl/-1,1744591,0,1,wrzucili-go-do-mrowiska-i-przykryli-wiadrem,wiadomosc.html
Zainteresowanie mediów jest coraz większe :ok:

:ok:
Oby wszyscy się dowiedzieli co spotkało biednego Maciusia.
Obrazek

nelka83

Avatar użytkownika
 
Posty: 6829
Od: Czw gru 29, 2011 8:41
Lokalizacja: okolice Gryfic, zachodniopomorskie

Post » Wto maja 15, 2012 20:36 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

Dorota, Mru(czek), Chipolit, Norka, O'Gon (Burak); Balbina, Tygrysiunia, Bolek i Coco za TM

Dorota

 
Posty: 67146
Od: Pon maja 20, 2002 13:49
Lokalizacja: Olsztyn



Post » Wto maja 15, 2012 22:12 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

Biedny kocurek :(
Jak bym złapała bo bym tak za uszy wytargała te małe gnojki :evil: :evil:

CatAngel

Avatar użytkownika
 
Posty: 16425
Od: Pt cze 04, 2010 10:22
Lokalizacja: Śląsk

Post » Wto maja 15, 2012 22:17 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

:ok: :ok: :ok:
Bardzo slusznie. I nie zmieniam zdania na temat burmistrza i pani dyrektor szkoly - dno :twisted:

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto maja 15, 2012 23:42 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

Może ktoś z Was wie w jakim stanie jest teraz Maciuś.
Obrazek

KITKA[*]28.03.2011 ŻUCZEK[*]17.04.2013 BUNIA[*]30.03.2015 BUBA [*] 12.10.2015 ZUZIA[*] 14.01.2018
RUDY MIŚ [*]1.08.2019 MAŁA[*] 11.04.2020

Do zobaczenia nasze kochane

ankacom

 
Posty: 3873
Od: Wto wrz 14, 2010 17:23
Lokalizacja: Białystok

Post » Śro maja 16, 2012 6:41 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

ankacom pisze:Może ktoś z Was wie w jakim stanie jest teraz Maciuś.

:?:
Obrazek

nelka83

Avatar użytkownika
 
Posty: 6829
Od: Czw gru 29, 2011 8:41
Lokalizacja: okolice Gryfic, zachodniopomorskie

Post » Śro maja 16, 2012 6:47 Re: Zabawa 8-latków z Koźla… Maciuś miał skonać w mrowisku

martaslupsk pisze:Aukcje charytatywne mogą wystawiac tylko fundacje za przyzwoleniem allegro. Ale mam pomysła.:)



A cóż to takie Allegro niechętne akcjom społecznym 8O 8O
Obrazek...Obrazek...Obrazek...

kristinbb

 
Posty: 40068
Od: Nie cze 03, 2007 20:32
Lokalizacja: Elbląg

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], puszatek, WilliamGreva i 77 gości