kwinta pisze:Mój tak łatwo tabletki nie połknie, muszę się nieźle namęczyć a też jest ryży

Ja się właśnie zastanawiam, czy koniecznie tabletki dawać trzeba. Teraz są te pasty różne, są kropelki na skórę... Muszę dokształcić się w tym temacie i ze znajomymi wetami pogadać. Dla małego mam Drontal (taką różową zawiesinę), jedną dawkę już dostał. Pan doktor rzucił, żebym sobie wzięła 3 dawki i 3 dni pod rząd dawała - i sobie poszedł. Tak to się robi? 3 dni pod rząd? Wiem, że to niby ja mam być wetem niedługo, ale póki nie doczytam w mądrych książkach, wolę Was spytać.

marianka pisze:a zapomnialam dodać :Ramirez jest mniej więcej w tym wieku co Kocisz, tyle że nie rudzielec
A jaki?

Zajrzałam na Wasz wątek, ale o kolorze futra nic nie widziałam. Chociaż to moim zdaniem nie takie istotne - liczy się to, co pod futrem!

Trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia. Wiem, że kilka tygodni ograniczania ruchu to dla młodego kota tortura, ale naprawdę ważne, żeby nie uszkodził sobie tej łapki.
Mrata pisze:Śliczny kropkowany brzuszek

Nooo...

Miłość od pierwszego wejrzenia. Przepadam za tymi cętkami - szczególnie na jaśniutkim, mięciutkim brzuszku... ^^
kotkins pisze:Melon jamnik zachowuje się wzorcowo: jak się mu coś podrzuci to połyka bez zaznania smaku.
Wprost z powietrza do przełyku.Czy to tabletka czy plaster szynki.
Skąd ja to znam?

U nas z Grzanką jest tak samo. Jak ktoś próbuje jej siłą tabletkę do mordy wepchnąć - krztusi się, pluje, łeb wykręca. A wystarczy uśmiechnąć się szeroko i zawołać: "Grzana, zobacz, smakołyczek!" i wszystko by zżarła.
Generalnie - jak zwykle wesoło u Was.

Mam nadzieję, że nas też wiele przygód czeka niedługo. Szczególnie, jeśli uda mi się wprowadzić nowego członka do tej rodziny...
A w ogóle to minikot jest niesamowity. Serio. Jak tylko zobaczyłam go w tej klateczce na klinikach, podszedł do kratek, popatrzył tak tęsknie, a jak uchyliłam drzwiczki - niemal wskoczył mi na ręce, mrucząc przy tym rozkosznie i obracając się brzuszkiem do góry. Taka mała puchata przytulanka. Ktoś go przyniósł i zostawił, a tam nawet żadnej karmy w puszce nie było, tylko wodę w miseczce dostał i mleczka odrobinę... Kocham takie chwile - znak od niebios!

Pani doktor nie posiadała się z radości ("Chce pani kawę?", "Nie, dziękuję, ale chciałabym kota", "Kota weźmiesz? Boże, jakie dobre dziecko!"), bo też serce ma miękkie i żal jej było malucha. Więc wzięłam buraska do innego doktora - na ważenie, odrobaczanie i zastrzyk z antybiotyku - potem owinęłam go w szalik, zapakowałam pod kurtkę i zabrałam do akademika. Na miejscu odkryłam, że całkiem ładnie moimi perfumami pachnie.
Minikot waży 510 g, wygląda na moje oko na 5-6 tygodni (podobny do Kocisza, jak był malutki, ale drobniejszy, nie taki krępy) i jest nieprzyzwoicie wręcz słodki. Tuli się do mnie, na krok mnie nie odstępuje, a jak leży na kolanach - mruczy i ugniata mnie łapkami. Teraz śpi. Jak się obudzi, zdjęcia mu porobię.

Zastanawiam się nad kwestią jego zdrowia. Wyraźnie ma początki kociego kataru, ale wcale nie wygląda źle. Mimo to od razu antybiotyk (Linco-spectin) dostał. Jak już dostał, to przynajmniej kilka dni będzie brał, ale nie wiem, czy było to konieczne. Oprócz tego oczywiście L-lizynę ma zajadać. Na razie wzięłam ten Enisyl-F (5 ml, w sam raz na weekend), ale potem trzeba będzie coś kupić. Może Lysine Kot? Zna ktoś z Was? Samej lizyny ma tyle samo, a dużo tańszy jest... I co z tym odrobaczaniem? Orientujecie się?