» Wto lis 02, 2010 17:21
Re: Hospicjum 'J&j'.
Przemyś biedaczysko... [']
Agn, bardzo mi przykro, bardzo. - Wcale nie chcę Cię pocieszać, bo to mi nie wychodzi... Ale nie uważam, że zawaliłaś.
W 1990 roku razem z mieszkaniem po babci odziedziczyłam Bosia, rudego persa. Niedługo potem Bosio zaczął się zatykać. Typowa kocia przypadłość, kamienie moczowe. Po kilkunastu (a może kilkudziesięciu?) cewnikowaniach, po zapaleniu pęcherza, krwistym moczu, etc... uzgodniłam z wetką wyszycie cewki. Bosio nie wybudził się z narkozy. - Bardzo długo obwiniałam się, że to ja go zabiłam, że tak strasznie go zawiodłam: stracił swoją (drugą już) panią, był w depresji, a ja zwaliłam mu na łepetynę sześć swoich kotów, cały jego porządek świata runął... a potem, gdy minęło kilka miesięcy i już zaczynał przywiązywać się do mnie, kochać mnie... pomimo tych wszystkich tortur, jakim go poddawałam, bolesnych zabiegów u weta, które znosił z anielską cierpliwością... zabiłam go. - Ale to oczywiście nieprawda. Zrobiłam wszystko, co mogłam, aby go ratować.
Nie ma takiego głupstwa i nikczemności, które, byle stale powtarzane, nie zostały wreszcie przyjęte i przestały razić jako głupstwo i nikczemność.
Sławomir Mrożek