Akcja zakończona częściowym

sukcesem.
Dwa maluchy (naprawdę maluchy!) złapane w ciagu dosłownie 15 minut.
Jak podjechałyśmy, trudno nam sie było zorientować gdzie i czy w ogóle jakies koty tam są.
Koty siedziały w schowku na drewno i na zewnątrz wyłaziły poprzez szczeline pomiędzy zabudowaniami. Dwa ciekawskie wyszły i bezproblemowo dały się nabrać na whiskasa. Słyszałysmy jeszcze miauki wewnątrz komórki i widziałyśmy małe szare uszka ale ich wlaściciel pozostał nieuchwytny

. Wydaje mi się, że widziałam jeszcze kawałek doroslejszego kota ale też nie chciało się pokazać w całości. Podjechała nawet Agneska z klatka-łapką ale daremnie...
Namierzyłam właściciela komórki, a właściwie jego syna, który potwiedził, że kotków było co najmniej trzy. Jakiś @#$%^ podrzucił je w torbie, więc zlitowali się i je dokarmiają. Niestety nie miał klucza do komórki, a własciciel był w pracy. Agneska zostawiła list z prośbą o kontakt - może wewnątrz łatwiej dałoby sie wydłubac miauleństwo.
Złapane kociaki sa naprawdę małe, Agneska okresliła je na 6 tygodni. Tłusciutkie i ze zdrowymi oczami: bura dziewczynka i chłopiec bury marmurek z białym gorsem i łapkami. Grzeja juz dooopki i smarti. Dziekujemy! (za DT dla kociaków i kawę, bo zmarzłysmy okrutnie).
Czekamy teraz na telefon od właściciela komórki, mam łapkę od Agneski i jutro po południu podjadę na dalsza część łapanki.