Pierwszy raz się tutaj odzywam, przynajmniej od ostatnich stu lat i pod nowym nickiem, bo stary zniknął w pomroce dziejów, dzień dobry wszystkim

Informacja dla uspokojenia, bo dodzwonić się trudno, a jak się zdaje, nie ma sensu zajmować telefonu bez wyraźnej potrzeby.
Cztery dzikusy z garażu nr 3, zabrane chyba jako pierwsze, albo jedne z pierwszych (trzy buraki, jeden czarny z białą plamką pod szyją) mają się dobrze, od pierwszego dnia jedzą, piją, kuwetkę w zasadzie respektują. Pozostawione same w pracowni już zachowują się bezstresowo

, w mojej obecności okazują ograniczone zaufanie, mogę podejść na wyciągniecie ręki do buraków, jeden już spod biurka badał moje kolana

, czarny jest bardziej nieufny, jednak wszystkie rokują nadzieje na oswojenie, szkoda to zmarnować. Całej czwórki niestety nie mogę zatrzymać na stałe (w domu jest już szóstka plus dochodzące), ale tymczas na oswojenie jak najbardziej wchodzi w rachubę, wtedy, jak sądzę, byłaby dwójka do oddania, ale bardziej do adopcji niż do boksu z dzikimi.
Czarny zostanie, bo to ten, co nie zawsze trafi do kuwetki i raczej się separuje od buraków. Mam nadzieję, że jak się trochę oswoi, to zaakceptuje towarzystwo rezydentów.
Jeśli nie ma pośpiechu z ewidencją, to chętnie bym poczekała z dokładaniem im stresu związanego ze sczytaniem chipów. Po przyjeździe ze schroniska w miarę szybko się uspokoiły, ale zostały same na czas zbadania pomieszczenia, znalezienia sobie miejsc do schowania, zlokalizowania jedzenia, wody, kuwetek. Nie jesteśmy nachalni, to one wyznaczają granice jak blisko można podejść. Jest widoczny postęp, a łapanie teraz na siłę może tylko przypomnieć ten stres z woliery, kiedy robiły pod siebie ze strachu:(
Siedzą w domu, są bezpieczne, pracownia jest większa niż cały boks z wolierą, jest gdzie się schować, gdzie chodzić, leżeć, skakać, w oknie metalowa siatka antykocia, za oknem fascynujące widoki, właśnie bura dwójka podziwia koparkę u sąsiadów
