Georg-inia pisze: W naszym schronie było kilkanaście wystraszonych "dzikusów" - jak trafiały do szpitalika, do osobnych boksów, oswajały się w tempie zaskakującym.
Inga, masz chyba na myśli te wystraszone nową sytuacją, schronem, niepewne, nieśmiałe, ale w sumie nastawione proludzko, mające w pamięci dobre chwile z opiekunem. Tak, z tymi szło łatwo. Na małej przestrzeni, gdzie miały namiastkę swojego kąta, niedzielonego z innym kotem, w bezpośrednim, spokojnym kontakcie z człowiekiem dość szybko przypominały sobie dobre chwile, dobry dotyk, nabierały znów zaufania. Ale nadal w naszym schronisku jest ok. 30-tu kotów o różnym stopniu "dzikości"

. Jedne z nich, nieliczne, może z pięć ? mają szansę, nawet tu, w warunkach schroniska - co do innych nie mam większych nadziei

.
Z takich bardzo nieufnych, przerażonych, po przejściach - oswoiły się nieliczne. Ja pamiętam tylko kilka przypadków oswojenia ewidentnych dzikusów (przez dwa lata wolontariatu w schronisku). Generalnie sam fakt pobytu w izolatce nie oswoi przerażonego kota, z utrwalonym lękiem przed człowiekiem, z jakimiś traumami złych przeżyć. Wiem to, bo też od dawna próbuje dotrzeć do kilku wybranych, "rokujących" dzikunów w naszym schronisku... Izolatka daje szansę na kontakt - kocio się boi, ale nie ucieknie, nie ma gdzie - musi pozwolić na delikatny kontakt, leciutkie głaskanie, mizianki. Przy niektórych widać, że gdyby można było z nim/nią spędzać czas codziennie, chociaż na krótko - udałoby się coś osiągnąć. Ale kilkanaście minut raz czy dwa razy w tygodniu ...

. Wracam po tygodniu do takiego lekko "podswojonego", a on już nie pamięta jak było tydzień temu, jak nie uciekał, jak dawał się głaskać ... spyla, chowa się, kamienieje ze strachu jak go dorwę gdzieś w kącie i cała robota na nic ...
Ze swojego doświadczenia wiem, że szansę prawdziwego oswojenia takiego megawypłocha daje głównie dom. Trzy lata temu adoptowałam ze schroniska takiego właśnie kota po przejściach, trzęsącego się z przerażenia na sam widok człowieka, kupkę nieszczęścia trzęsącą się jak osika ze strachu na jakąkolwiek próbę zbliżenia się, kontaktu. Wystarczyło kilka miesięcy - aż, tylko ? Zresztą wszystkie dziewczyny, które tu piszą o udanym oswojeniu kota naprawdę nieufnego, zamkniętego emocjonalnie piszą o oswajaniu w warunkach domowych ...
Oczywiście co do Kaya warto próbować, bardzo chciałabym, żeby się Wam udało. To trudne, ale nie niemożliwe. Jeśli znajdzie się dom - to tym lepiej
Też jestem zdania, że należy zacząć od umieszczenia go w niedużym pomieszczeniu, izolatce (w naszym schroniskowym szpitalu są boksy wielkości metr na półtora, dobre miejsce na nawiązanie bezpośredniego kontaktu). Dobrym patentem jest zbliżenie się po kota za pośrednictwem czegoś pysznego. Na ogół kociaste są łase na coś dobrego - zajęte jedzeniem ławiej tolerują dotyk, delikatne głaskanie. Szkoda, że z Kaya taki niejadek, ale może akurat na coś się skusi.
I powodzenia, będę trzymać kciuki.