Myślałam, że cisza, bo nie przychodziły powiadomienia, a tu taka dyskusja!
Moje zdanie od początku tego dziwnego telefonu Krzysia było oczywiście jednoznaczne i w kółko powtarzałam, że absolutnie nie można oddać Helmuta. Może nie zadałam ważnych pytań, może to komórkowa rozmowa, nagła i zaskakująca.
Z tego, co kojarzę, to nie jest nagła decyzja. Nie było mowy o schronisku, ale o dobrym domu. I był to telefon typu co robić, bo muszę oddać Helmuta....
Każdy Wasz głos w tej dyskusji jest bardzo ważny.
Dzwoniłam do Krzyśka, nie jesteśmy w częstym kontakcie, był w pracy, mocno zajęty, firma, itd., tylko powiedział, że oddzwoni, czyli pewnie wieczorem, tak, jak umówiliśmy się.
Będzie miał co czytać po powrocie do domu.
Ja zrobię co w mojej mocy, wierzcie mi.
Dzięki za odzew, jesteście niezastąpieni.
I tak sobie myślę, że my wszyscy jesteśmy specyficzni, szczególnie uwrażliwieni, że w naszych domach jest zawsze naprzód dobro kota, potem nasze. Taka opcja. Innym może się wydawać dziwna, albo niezrozumiała. Ja z wielu stron słyszę: a gdzie twoje życie, twoje potrzeby, twoja swoboda, coś ci się poprzestawiało. I czasem myślę, że może tak, że może jest w tym cząstka prawdy. Nie potrafię być inna, ale życie niesie różne niespodzianki i różnie jeszcze może być, czasem sytuacje nas przerastają. Nie wiem po co to piszę, absolutnie nie chcę usprawiedliwiać Krzyśka, tym bardziej, że dokładniej nie znam sytuacji. Oddanie Helmuta to dla mnie coś absolutnie niewyobrażalnego, w moim rozumieniu świata się nie mieści nigdzie.
Wiem, że Krzyśkowi jest z tym problemem źle. Tyle wyczułam z rozmowy.
A z drugiej strony taki dylemat, taka propozycja rozwiązania, jak oddanie Helmuta, nie powinna w ogóle mieć miejsca.
Nic, czekamy do wieczora.