Ja nie miałam głowy dopytywać, wydaje mi sie, że duszności były spowodowane obecnością płynu dosłownie wszędzie: w jamie brzusznej i klatce piersiowej. Poprawa nastąpiła po sterydzie, ale jak widać na krótko. W każdym razie decyzja o eutanazji zapadła jak przyszły z laboratorium wyniki badania płynu - nie było już nadziei

Strasznie mi przykro, myślałam, że się jakoś z tego wykaraska. Nie pojmuję jak on mógł w takim stanie przeżyć "na wolności"? Potwornie głodował, bo nie miał zębów i prawie nie mogł sie ruszać więc nic by nie upolował (nawet owada). Cierpiał pragnienie, bo nigdzie nie mógł znaleźć wody.Pchły jadły go żywcem...Tak sobie myślę, że od dawna musiał być w drodze, od śmietnika do śmietnika. I choć ta śmierć tak mocno boli to myślę, że dobre choć to, że nie umierał gdzieś pod śmietnikiem na zimnie. I tak sobie myśle, że ten czas wczoraj, gdy przy nim byłam, głaskałam go po łebku i mówiłam do niego przypomniał mu dawne czasy. Bo kiedyś miał dom, pewnie nie najgorszy, żył przecież długo. Los jest jednak okrutny i trudno sie z tym pogodzić
