Byłam w schronisku, kociarnia pękała dzisiaj w szwach od ludzi. Zanim (mniej więcej od 11-tej) zaczęli się schodzić ludzie, obeszłam z Jolą wszystkie boksy, a zwłaszcza szpitalikowe - tam przeszłyśmy boks po boksie, oglądając kota po kocie.
Nie ma żadego, którego stan na ten moment mógłby budzić podejrzenia pp. Nie wchodziłyśmy do trójki, bo już nie było czasu, ale w jedynce i dwójce nie ma kota chyba (piszę chyba, bo nie każdego kota widziałyśmy z bliska), który robiłby wrażenie mocno niedomagającego. W tym słońcu wszystkie wyglądały ładnie i zdrowo - choćby na pierwszy rzut oka.
Maluchy, które są w szpitaliku wyglądają całkiem nieźle.
synusiowie Amandy & co (końcówka kk, jedynie burasio trochę bardziej załzawiony)

dwa puchacze z ustępującym katarem, ale osowiałe, smutne. Dają się głaskać, w domu na pewno odzyskałyby wigor

poza tym w szpitaliku są jeszcze dwa maluchy ok. czteromięsięczne, siedzą osobno, jeden z nadżerkami w pysiu, drugi zakatarzony.
I trójka malutkich (trzy, czterotygodniowe? ) kociąt przy koteczce od pana "od dwóch koteczek oddanych przez córkę". To nie są maluchy tej kici, jakieś dostawione, ale nie za bardzo ta opieka wychodzi. Kicia nie zwraca na nie uwagi - wg Joli są za małe, żeby dały sobie radę. Nie mają obajwów żadej choroby (poza sierocą, chciałoby się powiedzieć

) , ale są podejrzanie słabe, senne, niemrawe ... Pewnie wykarmione na butelce miałyby szanse, tutaj żadnych. Jola prosiła, żeby skontaktować się z opiekunem tych koteczek - dzieci biało-rudej poszły do domów, a ta druga kotunia też już pewnie za kilka dni nie będzie miała kogo karmić (o ile w ogóle to robi). W zasadzie te kicie mogłyby iść do domu, tym bardziej, że biało-ruda jest osowiała, smutna, zjadła kurczaka, którego przyniosła Jola, ale poza tym ponoć nie chce jeść. Potrzebuje domowej opieki, podleczenia. Nie wiem tylko czy ten pan wystarczająco się nią zajmie, może szukać jej domu ? sama nie wiem ...
W kociarni był tłok, od gadania zaschło mi w gardle, dobrze, że była pani Asia
Do swoich domków pojechały:
Frey (ten z dwójki) do Sosnowca - będzie miał zarąbisty dom, super ludzie
Kalinka - adoptowała ją para młodych ludzi, bardzo dobrze rokująca
ok. pięciomiesięczny czarny kocurek nr 136 (był w klatce na kociarni, od miesiąca w schronisku, nie miał opisu na stronie). Będzie mieszkał u miłych ludzi (chyba już na emeryturze), pani przyjechała po niego z córką, zięciem i wnukami i dyspozycją od męża, że "każdy jaki Ci się spodoba, byleby był czarny"

).
Pani wie, że ma uważać na okna, że ciekawski młodzian może wchodzić w każdy kąt. Na balkon będzie wypuszczany w szeleczkach (Państwo przyjechali bez transportera, wysłałam ich do M1, ale wrócili stamąd tylko z szelkami, bo transportery w jakichś przegiętych cenach powyżej 100 zł, obiecali, że kupią w normalniejszym sklepie. Tak już kiedyś myślałam, żeby kupić kilka transporterów i trzymać z paragonami na kociarni - jak ktoś będzie zainteresowany to odkupi od nas - to chyba dobry pomysł.).
Nestor :D adoptowała go para młodych ludzi, która zastanawiała się też nad Stokrotką i Ester. Ostatecznie po namysłach pojechał Nestorek, bardzo zadowolony z obrotu sprawy

Państwo mieszkają niedaleko mnie, na Górnej, więc dostali namiar na Ewę Pacałowską - obiecali pojechać go obejrzeć, zrobić badania, etc. Mam nadzieję, że będzie dobrze. Mają do mnie podrzucić schroniskowy transporter, jeszcze ich trochę pomagluję (jeśli będą słowni i się pojawią).
Była też pani, która myśli nad adopcją Ester i Stokrotki, wypatrzyła je na stronie. Pani ok. 60-tki, energiczna, ciepła, konkretna. Pracuje w domu, miałaby czas dla kotów, a koty spokój i opiekę. Razem z mężem robili jak najlepsze wrażenie. Przyjechali do schroniska z karmą i posłankami. Pani jest na etapie snucia domowej intrygi, która ma doprowadzić do adopcji tych dwóch kotek, potrzebuje czasu, żeby popracować nad mężem

Jej córka z kolei przymierza się do adopcji Pauli, na razie nie ma jej w Łodzi, plany są podobno zaawansowane. Opowiadała nam (czyli mnie i Asi) to wszystko siedząc na kanapie, przy rozwalonej w niedbałej pozie księżniczki Ester i ze Stokrotką wtuloną w jej ramię. Wzięła ode mnie nr telefonu, wszystkie namiary - zobaczymy jak wyjdą te domowe pertraktacje.
Ucieszyło mnie, że aż dwie osoby zainteresowały się Stokrotką - może to kociątko kochane doczeka się w końcu swojego domu.
I tyle, epidemii ani jakiegoś pomoru nie widać. Swoją drogą test zrobiony Malince nie wykazał pp. (o ile dobrze wyczytałam w wątku).
Magdaradek, dzięki za ciepłe słowa - przydają się teraz bardziej niż zazwyczaj
