

Tosia właściwie wróciła do swojej formy z czasów, kiedy była jedynaczką. Przez pierwsze dwa-trzy tygodnie pobytu Mrówki Tosia była szalenie obrażona i zestresowana. Przed przybyciem małej Tosia była uosobieniem szczęśliwego, spokojnego kota, absolunie bestresowa, nie bała się niczego i nikogo, pełna ufności, leniwie obserwowała świat pełnym szczęścia wzrokiem. Po przybyciu Mróweczki przeistoczyła się w zestresowanego drapieżnika, przyprawiając mnie o nieznośne wyrzuty sumienia, nie mogłam sobie darować, że zaburzyłam jej spokojną i szczęśliwą egzystencję.
Moje Kotki potrzebowały więcej czasu, aby się dogadać - zwłaszcza Tosia. Najpierw wybaczyła dwunożnym i układy Tosiowo-ludzkie powróciły do normy. Później odpuściła Mrówce, przestała ją atakować, śledzić każdy jej ruch, po prostu obdarzyła ją obojętnością. Ale obojętność nie była stanem, jaki podobałby sie Mróweczce

Jednak do miłości nadal daleka droga, ale teraz taka jakby bardziej realna

Pewnym przełomem w ich relacjach był fakt pojawienia się nowej kanapy w moim pokoju


I to miejsce stało się pierwszym, w którym kicie spały razem przytulone


Poza tym pora chyba na zmiane imion


Przepraszam, że tak dlugaśnie się rozpisałam, ale rzadko piszę więc chciałam nadrobić zaległości w relacjach o Tosi i Mrówce

Pozdrawiam
Margarita