


Trzymam kciuki i dalej będę prosić los o niestawianie na mojej drodze żadnego kota

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Callisto pisze:Dorota pisze:Co dyplomatycznie odpowiedzialas?
Dyplomatycznie odpowiedziałam, że póki nie wiadomo, czy kot przeżyje, nie będziemy dywagować co do jego dalszych losów. Czyli klasyczna strategia Scarlett O'Hara: pomyślę o tym jutro![]()
Dziewczyny, dzięki za miłe słowa, ale należałyby mi się one jedynie wtedy, gdyby to była racjonalna decyzja. A ja miałam całkiem wyłączone myślenie, to się wszystko samo jakoś wydarzyło...
Callisto pisze: Nie wiem, czy będę umiała poznać, że już dłużej nie warto jej męczyć...
Callisto pisze:No niestety mój optymizm zdecydowanie opadł![]()
I w ogóle już nie wiem, co o tym sądzić...
Wieczorna kroplówka szła opornie - skóra sucha jak pergamin, dziurawiła się na wylot, tak, że glukoza wypływała przez dziurki.
Zdaniem wetki ma mniej niż 50% szans na przeżycie. Ja jestem mniej optymistyczna.
Dwa karmienia w domu na siłę, łyżeczką do pysia. Temperatura jej spadła, dogrzewam butelkami z gorącą wodą. Oddycha z trudem. Nie wiem, czy mam prawo pozwalać się jej tak męczyć.
Ale.
Leżenie na moich kolanach i głaskanie sprawia jej wyraźną przyjemność - mruczy, zwija się w precelek, ugniata łapkami. W pewnym momencie zażyczyła sobie, żeby ją zdjąć z kolan, po czym na chwiejnych łapach pomaszerowała do kuwety zrobić siusiu. A potem rozejrzała się i znalazła spodek z tym pasztetem, który jej wpychałam z takim trudem do pysia. I wylizała go do czysta
[Uwaga: wrażliwi nie czytać]
Wyjaśniła się sprawa tego dzikiego smrodu, jaki wokół niej się unosił. Wetka podejrzewała biegunkę, ale to nie był smród g...wna tylko padliny. W domu, po dokładnych oględzinach udało mi się zlokalizować źródło: larwy much uznały, że mogą już ją napocząćW okolicach nasady ogonka znalazłam kilka takich wijących się skupisk...
Nie wiem, co z tego będzie. Za każdym razem zaglądam do niej z obawą, czy jeszcze żyje. Nie wiem, czy będę umiała poznać, że już dłużej nie warto jej męczyć...
Tosza pisze:Ktos kiedys pisał, że jak są larwy much, to już bardzo źle, ale wydaje mi się, że to nie chodziło o racjonalne wytłumaczenie, tylko rodzaj wskazówki od losu (). Z drugiej strony wiele kotów znalezionych w strasznym stanie z larwami dało się odratować i mają sie całkiem nieźle.
pixie65 pisze:Chyba Kordonia miała taką Kocinkę...
To może cokolwiek ... obrzydliwe dla "postronnych", ale wydaje mi się, że bardzo ważne...
Żeby ją dokładnie obejrzeć i te larwy zlikwidować. Poszukam wątku Kordonii.
I wielkie, wielkie kciuki![]()
![]()
![]()
![]()
Tosza pisze:Cokolwiek sie stanie, nie będzie powoli umierać na ulicy, leżąc sama na chodniku w upale. Przecież robisz wszystko, co sie da, tylko niestety nie masz wpływu na efekty.
Ja mimo wszystko czekam na dobre wieści.
Callisto pisze:Te cholerne larwy ciągle się robią nowe, co wydłubię gniazdo, to nowe się tworzy. Nie pozwolili mi jej wczoraj spryskać niczym, żeby jej nie przytruć, ale chyba trzeba będzie... Zaraz poczytam wątek Kordonii.
Kordonia pisze: Najgorsze jednak bylo na drugi dzień po jej znalezieniu- widocznie gdzies pozostały pojedyńcze jaja much, które pod wpływem ciepła sie wylęgły. W każdym razie rano zauwazyłam,z e ujście cewki moczowej u małej jest nadmiernie rozszerzone- przyjrzałam się i co? Wylęgnięte larwy much sie tam usadowiły. W tym momencie chciałam ją uśpić, ale mój aktualny TŻ nie dał tak łatwo za wygraną- wybierał pęsetą pojedyncze osobniki, resztę wypłukał przy pomocy strzykawki z solą fizjologiczną, i udało się
Użytkownicy przeglądający ten dział: aassiiaa, Google [Bot], puszatek i 87 gości