I po łykendzie. Wieści - jak to wieści. Cały czas takie same. Ma się ochotę zacytować Remarque'a - "Na zachodzie bez zmian"

.
Co ja mam z tymi kotami zrobić? Wiewióra jest najsłodszym miziakiem pod słońcem. Jak tylko widzi, że się budzimy, startuje do nas i żąda miziania. Jak się kładziemy - też żąda. Próbuje nawet z nami spać, ale cóś jej niewygodnie. Barany strzela nieziemskie - tylko czekam, aż z tego zapału wyrżnie w ścianę

. Kuweta z zadaszeniem zamieniła się w wykopaliska archeologiczne z Wiewiórą jako naczelnym archeologiem. Najlepsza pora do poszukiwań - 4 nad ranem. Świta, można zaczynać poszukiwania. Ostatnio na topie również jest trawa oraz czarna torba podróżna, do której się chowamy. Ma wtedy niezły ubaw, bo Klakier, to kocia pierdoła, nie jest w stanie jej znaleźć

. Gdzie on ma nos? Po kim on ma geny?
Poszliśmy na całego w sobotę i niedzielę zostawiając otwarte drzwi do pokoju Wiewióry. Żeby sobie mogła sama zdecydować i wyjść, a nie ciągle obrywać w nos drzwiami. Nie zdecydowała się, za to mój mąż ukochany zapakował ją do transporterka i przyniósł "na salony". Ta się błyskawicznie schowała za pianino, Klakier się zaczaił, ale nici z polowania. Bo on na nią, cholera, poluje. Czai się i atakuje. Ale Duzi stanęli na wysokości zadania i ubiegali mordercze zamiary rezydenta. Żółty, sikający wodą potwór, znowu wkroczył do akcji. Dzięki niemu Wiewióra po ponad godzinie wyległa z kryjówki na parapet i dalej dziurkować kwiatki. Te koty jednak lubią zabawę w kontrolera
I tak nam mijają dnie z kochanym Wiewiórczastym miziakiem i z zazdrosnym, przylepliwym rezydentem. Bo Klakier, jak nie ma Wiewióry, a jesteśmy tylko my, z powrotem zmienia się w cudownego, kochanego, rozbrajającego swą pierdołkowatością, kocurka.
Pani Wanda opracowała mieszankę. Może Poczta Polska stanie na wysokości zadania i dostarczy szybciutko