Skupię się może na jednym, powracającym w postach motywie: ludzi nie odrobacza się profilaktycznie.
Ano owszem, ale czy zastanowiłaś się Falko dlaczego? I jak pod tym względem różnimy się od kotów?
1. Kot nie bardzo jest w stanie opowiedzieć o objawach robaczycy, my zaś raczej orienujemy się, że coś nas pobolewa, a nie powinno; że gdzieś

nas swędzi, a nie powinno; że pogarsza się nam stan cery i włosów, a nie powinien; nieoczekiwanie chudniemy (co nie zawsze wszystkich cieszy). W takiej sytuacji idziemy do lekarza, opowiadamy i jedną z pierwszych rzeczy jaką zaleci będzie badanie pod kątem ewentualnej robaczycy.
Kot raczej nie zwierzy się z takich rozterek.
2. Szanse zarażenia się przez człowieka są o wiele mniejsze niż kota. I to nie tylko dlatego że myjemy muchy przed jedzeniem

i jadamy mięso badane przez vetów i odpowiednio przetworzone. To samo (oprócz much) możesz zapewnić swemu kotu. Niemniej jednak mamy zakodowane pewne nawyki (których koty nie przestrzegają): myjemy ręce po dłubaniu w ziemi (pełnej jaj pasożytów), dotykaniu innych zwierząt i przed jedzeniem. W ogóle, produkty spożywcze myje się przed obróbką nie tylko dlatego by piasek nie zgrzytał nam w zębach podczas konsumpcji, ale by zmyć z nich ziemię i ewentualne jaja robali.
3. nie mam zwyczaju obwąchiwania podeszw butów, ocierania się o nie nosem i policzkami. Nie ogryzam również obcasów. A moje koty tak
I jeszcze jedno. W sumie ewentualna robaczyca może być naszą prywatną sprawą. Wystarczy jednak, że zachce nam się pracować w miejscu gdzie zagrozić mogłaby innym: z dziećmi, w miejscach gdzie przygotowuje się lub sprzedaje żywność, i już musimy (w ramach obowiązkowych badań okresowych) systematycznie sprawdzać czy aby nie siejemy robalem.
Odradzałabym więc gorąco szukanie w tym temacie analogii między światem dwunożnych a kociastych.
