wymiękam... po długim czasie "niemożności" dotarłam z Rudym w środę do Rzeszowa. Byliśmy w Jamniku. Ponieważ nie był na czczo (głupia nie pomyślałam) kazano mi przyjechać dnia następnego :/ nie dałam rady. Pojechałam w sobotę. Cóż się okazało - wrzody na rogówkach wyleczone (zostało tylko zmętnienie), natomiast mamy spore zapalenie spojówek

-to był główny cel wizyty - sprawdzić co z jego oczami, bo po początkowej poprawie zaczęły się "maziać" na czarno... Zrobili Rudzikowi badania krwi, test na białaczkę i na FIP (oba ujemne na szczęście).
Gratis mamy spore uszkodzenie wątroby i obniżoną glukozę.
AlAT 360 a ASPAT też grubo ponad normę... Dostaje od soboty kroplówki z glukozy Dziś byłam z nim u weta w Krośnie (nie mam jeszcze możliwości trzymać go w Rzeszowie bo mieszkam kątem u koleżanki, ale jak tylko znajdę mieszkanie to go zabieram ze sobą żeby był bliżej dobrych wetów) i nasz kochany wet stwierdził, że nie daje mu dużych szans na przeżycie :/ -dziwne, bo w Jamniku mnie nikt tak nie straszył :/ w następną sobotę mam się znów zgłosić na badania krwi (Moja mama już wymięka jeśli chodzi o koszty więc chyba zacznę wystawiać jakieś bazarki:( )
Zaczęła się dieta wątrobowa - i tu moje pytanie: czy samą dietą można poprawić stan wątroby?
Prawie jestem jak Anioł... Prawie...