Obiecałam,że będzie o polowaniu i od tego zaczynam.
Kociaki miały już niestety jedzonko,więc od razu zwątpiłam w pozytywny
rezultat.
Ale rozłożyłam klatkę,czekam.
Najpierw długo,dłuuugo nic,a potem ...czarnuszek wbiegł do środka,
a drugi,większy usiadł w miejscu drzwiczek.
Postanowiłam cierpliwie czekać,żeby złapać dwójkę,bo tak mogłam nie złapać żadnego.
No i może złapałabym dwójkę,ale pewne babsko,podeszło i ryknęło:
ale piekne kiciole.
Kiciole dały dyla i tyle je widziałam.Czego w tym momencie życzyłam
babsku,możecie sie domyślac.
Cicho poprosiłam,żeby sobie poszła.Babsko pofuczało na mnie,ale się wyniosło.
Małe po pewnym czasie nabrały śmiałości i były już blisko drzwiczek,
ale podszedł do mnie jakis facet z siatami.
Zapytałał czy łapię kocieta i czy chcę je do domu.
Przytaknęłam,a on poszedł wyłożyć jedzonko dorosłym kotom.
Po chwili dołączyła do niego elegancka pani.
Oboje są mocno starsi.A oto co usłyszałam.
Dawno,dawno temu państwo przygarnęło bezdomnego kotka.
Kotek był dla nich wszystkim,a oni traktowali go jak swoje dziecko.
Przeżył 25 lat,mimo,choć według nich dlatego,że jadł głównie mleko
i wędzoną makrelę.
Opłakiwali go 3 lata,a potem zobaczyli bezdomne koty i od tej pory karmią je,oraz te przy Hali Targowej,oraz te na wyspie Motławskiej,
Ja nie wiem gdzie to jest dokładnie.Tam podobno koty mają najgorzej,
mieszkaja w jakichs okropnych dziurach.
Według pani,pan ma dwie obsesje:gołębie i koty.
Co do kotów,to pan ma kota na punkcie kotów i na niczym mu nie zależy
i że bardzo zdziadział,nie dba o siebie.
Pan stał,uśmiechał się i głaskał koty.
Pani mówiła,ze nie dają juz rady.Dzień właściwie zaczyna się od
przygotowania karmy,póżniej ida w obchód,pózniej mycie misek i talerzy,
które zebrali w czasie obchodu.
A najważniejsze,że państwo nie ma nic przeciw złapaniu kociaków,wręcz cieszą się,że maluchy znajdą ciepły dom.
A gdy widać juz było,że nie złapię małych zaczęli mnie namawiać
na tego czarnego,który kilka razy wlazł nam do klatki.
Faktycznie to młody kot,daje się głaskac i ślicznie bawił się póżniej kamyczkiem.
Powiedziałam,że jak wyłapię maluchy,to mogę dać ogłoszenia
i może znajdzie się chętny.
W końcu życzyliśmy sobie wesołych świat i oni ruszyli w obchód,
a ja do domu,bo kociaki odeszły za duży płot.
Tak więc chociaż nie złapałam kota,to złapałam karmicieli.
A teraz o kociaku.
Byliśmy u weta,szkoda,że nie było "mojej" ale trudno.
Kociak jest bardzo chory,ma oczywiście koci katar,uszka wyjątkowo czyste,masę odchodów pcheł,aż się z niego sypały.
Dostał zastrzyk z antybiotykiem,drugi witaminowy,przemyła mu oczka,
no i fiprex.
Ponieważ 3 dni lecznica jest nieczynna dostałam tabletki.
Zobaczymy jak to będzie z podawaniem,choć u weta kociak zachowywał się wzorowo.
Acha,a kociak jak poczuł ulicę,zaczął drzec się,bo pewnie tęskni za rodzeństwem.Nic to,mam nadzieję,ze dołączą do niego.
Cały dzień nic nie jadł,ale teraz po wizycie u weta zjadł połowę saczetki.