Tęskniliście?
Opowiem Wam dziś o sezonie na myszy...
Kacperek codziennie musiał zjeść coś "świeżego". Muchy (ależ był spokój z tymi natrętami za czasów Kacperka), pająki, wiosną motylki...
Kiedy zaś przychodził sezon na myszy, na moim podwórku odgrywała się prawdziwa corrida. Kacper był bezlitosny. Ale żadnej nie jadł - proszę nie martwić. To był "tylko" sport...
Któregoś razu wracam z pracy. Wchodzę na podwórko. Sezon na myszy w pełni - początek jesieni i gryzonie szukają schronienia.
Pod małym krzesłkiem, które pamiętało jeszcze moje szczenięce lata siedzi dumnie Kacperek. A miedzy palcami wyraźnie coś mu wystaje... Ogonek??
Pytam: Kacperek a co tam masz? I podchodzę...
A kocisko za pomocą łapki wkłada sobie zdobycz w pyszczek i zwiewa... Tej myszki nie uratowałam...
Kacper gonił myszy i je tępił namiętnie. Przychodził jednak taki dzień, że ta rozrywka go zwyczajnie nudziła. Był w końcu powaznym kocurem i nie będzie się w nieskończoność zabawiał jak dziecko. I kot siedział na środku podwórka, a myszki przebiegały przez niego nie niepokojone...