
Zaczynam od początku. Do toruńskiego schronu wybrałam się z moim ojcem, który na wieść, że mam tam jechać, zaczął pokrzykiwać - ja chcę do KOTA! Ja chcę do KOTA! No więc nie mogłam mu odmówić, zwłaszcza, że moi rodzice też są kotolubni i sami posiadają małą /wielkościowo, nie wiekowo/ czarną zazdrosną zgagę o wdzięcznym imieniu Mrówka. Nasz domek też miał swojego KOTA - najpiękniejszego i najmądrzejszego na świecie, który odszedł od nas 7 stycznia w wieku 18 lat i 5 miesięcy

Myśleliśmy, że dużo czasu upłynie, zanim zdecydujemy się na następcę. Ale już po kilku dniach wszyscy / TŻ, junior i moja siostra/ doszliśmy do wniosku, że dom bez kota nie jest prawdziwym domem i zaczęliśmy internetowe poszukiwania. Założenie było takie - szukamy kocura, w wieku mniej wiecej 1,5-5 lat, który jest w ciężkiej sytuacji życiowej i który potrzebuje naszej pomocy. Szukałam głównie na Allegro, ale zupełnym przypadkiem trafiłam na miau.pl , gdzie bardzo dokładnie była opisana bardzo smutna historia Brutuska. Decyzja była jedna - dzwonię, umawiam się, jadę. /To był taki mały wstęp, a teraz przechodzę do wątku głównego. Jechaliśmy do tego Torunia z nastawieniem, że weźmiemy niezbyt może urodziwego/ tak wynikało ze zdjęć/, ale za to bardzo potrzebującego miłości i poczucia bezpieczeństwa kota. No i faktycznie. Jak zobaczyłam tę chudą kocią bidę, nie miałam żadnych wątpliwości, że wybór był słuszny. Samo schronisko - pierwszy raz byłam w schronisku dla kotów - nie było tak potworne, jak to sobie wyobrażałam. Przede wszystkim bardzo fajne opiekunki tych kotów, z których jedna płakała przekazując mi kota. Oczywiście ciesząc się , że będzie mu lepiej. Kotek 72

, która przyszła do schroniska, chwaliła mój wybór i też się cieszyła, że kolejnemu kociaszkowi sie powiodło. Wzięłam zwierzaka na ręce - waży chyba z kilogram, po tych chorobach stracił apetyt i dopiero od kilku dni trochę zaczyna podjadać - a zwierzę od razu włączyło mruczenie. Niezbyt może głośne, ale całkiem zadowolone. Tak byłam zaabsorbowana kocurem, że nawet nie podziękowałam opiekunkom - a zwłaszcza tej zapłakanej , że dzięki ich staraniom uratowały kota od smierci, bo podobno było już z nim bardzo żle. No, zachowałam się jak burak. Dziewczyny, jeśli to czytacie, to ogromne dzięki! Naprawdę jesteście wspaniałe!
Potem otworzyłam transporter wyścielony kocykiem / w łosiki

/, a kot bez oporu wszedł, położył się, i nawet zamknięcie kratki nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Podczas podróży / 3,5 godziny/ dosłownie kilkadziesiąt razy miauknął - ale bez żadnej histerii - za to często mruczał, nadstawiał łepek i szyjkę do myziania, a kilka razy się zdrzemnął leżąc na boczku, kompletnie wyluzowany. Wtedy właśnie uznałam, że najlepszym dla niego imieniem - bo Brutus jest okropne- bEdzie TYGRYS. Chyba mu się spodobało, bo za każdym razem na nie reagował. Po wejściu do domu entuzjastycznie powitał moją siostrę i syna, a potem ruszył na obchód nowego domku. Żadnego strachu, łepek do góry, szyja - żyrafka. Zwiedził łóżka, pougniatał je porządnie - ciekawe, czyje wybierze dzisiejszej nocy?

Po kilkunastu minutach samodzielnie poszedł do kuwety, wykonał elegancką koo, został bardzo pochwalony i wygłaskany, po kolejnych kilkunastu zrobił sioo i też był bardzo chwalony. Do miseczki nałożyłam mu całą puszkę felixa, bo to chętnie jadał nasz kocurek, ale zjadł kilka kęsów i na tym koniec. W międzyczasie przepięknie się z nami miział i mruczał i ocierał, ale bez nachalności. Po prostu jak akurat się znalazł koło kogoś, albo ktoś koło niego - prześlicznie pokazywał, że jest kotem szczęśliwym. Dopiero w domu, po dokładnych oględzinach okazało się, że Tygrys jest kotem wyjątkowo i niepowtarzalnie pięknym, niezwykle mądrym i ma taki ładny inteligentny błysk w oczku. W międzyczasie przeszedł mój TŻ, którego Tygrys powitał tak, jakby witali się codziennie od wielu lat. No, mówię Wam - po prostu PRZEKOT, jak mówi moja siostra . Potem moja siostra poszła do kuchni robić sobie kolację, a za nią - bardzo zainteresowany- pognał Tygrys. Łapczywie pożarł podany kawałeczek szynki, więc postanowiłam dać mu trochę surowego indyka. Kocur nie jadł, tylko ŻARŁ! Mój syn dobrze to skomentował - mama, jeśli tak wygląda kot bez apetytu, to strach pomyśleć, jak wygląda kot z apetytem!. Po pożarciu półtora sznycelka, zadowolony Tygrysek udał się na zasłużony odpoczynek, na sam środek dywanika w salonie. Zaraz poproszę TŻ o dodanie zdjęć Tygrysa, bo ja jestem blondie

Wszystkie są robione bez lampy, żeby zwierzuszka nie stresować, ale i tak są przepiękne. Może jutro przy dziennym świetle sfotografuję mu brzuszek - łososiowo-pomarańczowy w czarne kropeczki. Właśnie Tygrys leży na swoim posłanku / na kocyku w łosiki

/ i pięknie na nas patrzy, a buzia mu sie uśmiecha. I tylko co jakiś czas wylizuje sobie dokładnie kolejny fragment futerka, żeby nie mieć żadnych zapachów z poprzedniego życia.... Jutro ma już zamówioną wizytę domową weta, to się późnym wieczorem odezwę. Serdeczne buzi dla kotka 72