Byłam dziś w lecznicy, odwiedziłam kicię.
W klatce - skulone uszy, próba straszenia. Jako iż nie ma zębów odważnie złapałam ja za futro i wytachałam z kaltki. Chwila oporów, a potem - mrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr
usiadłysmy sobie na krzesełku, a kicia wtuliła mi sie mocno w szyję i cały czas mruczała...
musiała być domową kotką, świadczy o tym zarówno blizna jak i stopień oswojenia. Tyle że potem doświadczyła dużo zła...
Czy teraz znajdzie się ktoś, komu będzie mogła zaufać na resztę życia???