No więc piszę...
Klapa coraz gorsza
Po pierwsze - i chyba główny powód awantury - zniknęło jedno z kociąt...czarno-bialy pingwinek.
Strsznie mi go szkoda. Od wczoraj byłby już u mnie
Powód? Nie wiadomo... Ulica bardzo blisko, do kociego okienka podbiegają psy... możeliwe, że w piwnicy coś spadło na kociaka.
Pani, gdy nas tylko zobaczyła... zaczęła odgrażać się
Oczywiście, według niej to ja jestem sprawczynią nieszczęścia
Ukradłam kota - według niej, jeżeli kociak się nie znajdzie, to naśle na mnie dzielnicowego
Do lecznicy dzwonila, bo od sąsiadki karmicielki (od ktorej przedwczoraj niemalże siłą zabierałam kotkę na sterylkę- pani prawie się rozpłakała widząc jak zabieram kotkę...) najprawdopodobnie dowiedziała się, że tam wozimy kotki na sterylki.
Hano,
Ona nie chce mnie widzieć na oczy.
I straszy policją.
Zrobila krzyk na całe osiedle...
"Przekupić się" nie da - chciała mi zwrócić karmę...
Podrzuciłam gentamycynę do oczek (a wlasciwie przekazałam innej karmicielce)
Podobno jakiś antybiotyk kociaki dostają...
Podobno.
Obawiam się, że jedyna droga do niej - to poprzez pozostałe karmicielki
najbardziej szkoda kociaka.
Bezmyślność i upór. "Trudno, jak zginie to zginie... ale pani go nie oddam"
gallo,
Głaskać karmicielkę próbowałam.
Przez ponad tydzień...dzień w dzień. Pozwoliła zabrać kociaka, pozniej zmieniła zdanie
Ona czuje się nachodzona... po prostu nie życzy sobie pomocy na siłę, żadnej, z naszej strony
a czas leci...