zulu pisze:Mysia pisze: Dzięki Tobie czuły się kochane, a ludzki dotyk zapamiętały jako coś, co daje im poczucie bezpieczeństwa.
Kto się nimi teraz opiekuje? Myślę, że Opiekun Wszystkich Małych Zwierzątek...
taaaaaa, szczególnie jak pchałam im jedzenie do pyszczków wbrew ich woli, jak targałam do weta i pozwalałam na torturowanie igłami. Skończmy prosze Monik ten temat, bo niestety mam wyrzuty sumienia. Może powinnam była więcej z nimi przebywac, więcej tulic, mówic do nich, szybciej zrobic im większy kojec. Może one nie mialy radości z życia, dlatego sie poddały ...
Słowo daję, zasługujesz na to, żebym Ci zrobiła awanturę

. Widziałam, ile czułości wkładałaś w codzienną opiekę nad nimi i TO właśnie było dla nich najważniejsze. A gdybyś im na siłę nie pchała jedzenia do pyszczków, nie jeździła na zastrzyki, to poddałyby się o wiele wcześniej. Czy dziecka też byś nie leczyła wiedząc, że wiąże się to z codziennymi bolesnymi zastrzykami??? O jakich wyrzutach sumienia mówisz, dziewczyno??? Nawet najbardziej doświadczone osoby - a z jedną dziś rozmawiałyśmy (drugą jest nasz wet, który niejednego takiego kota widział) - są bezradne w obliczu tej choroby. O jakim większym kojcu mówisz, skoro dla tych maluszkow najważniejsze było poczucie bezpieczeństwa i ciepło, które dawał im właśnie nieduży karton z termoforem i ciepłymi kocykami. Gdyby były z mamą, też leżałyby blisko siebie, przytulone do niej, nie potrzebowałyby przestrzeni.
Dawałaś im to, co mogłaś im dać zastępując im matkę. A decyzja, którą dziś w gabinecie musiałaś podjąć była największym dowodem Twojej miłości do nich - pozwoliłaś im odejść, zanim zaczęły naprawdę cierpieć.