Od końca lutego 2010 próbuję oswajać dzikiego kota Blondynkę. Niestety na razie postęp jest mizerny i zastanawiam się czy w ogóle jest możliwe jej oswojenie

Czy może zamiast trzymać ją w domu nie powinnam jej wypuścić na „wolność” i dokarmiać jak poprzednio (postulat męża i reszty rodziny)
Może najpierw historia Blondynki:
Zaczęliśmy ją dokarmiać w zimę 2008/2009. Przychodziła pod drzwi domu. Mamy w domu kota Milkiego, który na jej punkcie oszalał(boi się panicznie reszty kotów). Blondyna też polubiła Milkiego. Na wiosnę 2009 zaczęliśmy wypuszczać Milkiego na dwór. Kilka razy próbowałam ją złapać, ale kończyło się na skokach Blondyny 2 metry w górę i próby zawiśnięcia na ścianie. W międzyczasie przestaliśmy wypuszczać Milkiego ze względu na sąsiadów.
W zimę 2009/2010 była już na tyle "oswojona", że jak bawiłam się z Milkim zabawką to też z zainteresowaniem obserwowała zabawę przez okno balkonowe. Całe dnie siedziała pod oknem. Niestety jak otwieraliśmy drzwi uciekała.
W lutym 2010 złapaliśmy ją w klatkę-pułapkę, w celu wykonania sterylizacji. Pani z przychodni zwróciła nam uwagę, że Blondyna ma długą sierść i bardzo wiele kołtunów. Zapytała czy nie moglibyśmy wziąć ją do domu. Po długich pertraktacjach z mężem, postanowiliśmy ją próbować oswajać do wiosny. Niestety wiosna już w pełni a kotka jest nadal dzika
Jak Blondyna była oswajana:
Pierwszy okres spędziła w klatce wystawowej. Dawała się głaskać i nawet czasami mruczała. Później zaczęliśmy ja wyjmować na głaskanie i czesanie. Kiedy już nie rozpłaszczała się w klatce na nasz widok, zaczęliśmy zostawiać klatkę otwartą. W tym okresie dawała się jeszcze złapać, kiedy była w jakimś rogu. Była głaskana, czesana, wycięliśmy jej resztę kołtunów i nawet była z tego zadowolona (zasypiała, mruczała). Pod koniec marca oddaliśmy klatę. Teraz staram się poświęcić z 15-20 min dziennie na intensywną zabawę z kotami. Poza tym mówię do nich, głaszcze Milkiego (Blondyna to widzi i obserwuję).
Co mnie martwi:
[list=]niestety stan obecny jest taki, że nie jesteśmy wstanie jej złapać (jest to największy problem... ). Nie czeszemy jej od miesiąca i wygląda jak dzikus. A o wizycie u weta to już dawno zapomnieliśmy.
Mogę koło niej przejść ale na próbę głaskania ucieka lub delikatnie uderza łapą moja rękę a w końcu i tak ucieka..
Jeżeli jeszcze na mnie kotka dobrze reaguje, to niestety mąż powoduję przerażenie u kotki.
[/list]
Co mnie cieszy i daję wiarę w oswojenie:
jak jesteśmy w domu to przychodzi do pokoju, w którym siedzimy (siedzą teraz oboje na łóżku przytuleni do siebie:D . Siada w progu i patrzy.
Bawi się również ze mną jeżeli chcę się z nią bawić kocią zabawką (patyk z piórkiem, wędka).
Liże mi palce jeżeli posmaruję sobie go śmietaną lub masłem.
Jak myślicie jest szansa na poprawę sytuacji i oswojenie kotki (chociażby do stopni, że będzie ją można złapać)?? I ile to jeszcze może zająć czasu?? Muszę wynegocjować z mężem jakąś konkretną datę.