W Fundacji tez bidne kotki siedza same cale dnie

Jakos sie dzielimy z Krysia (krysiak) i Ewa (kotek72) oraz moim Tztem (ale on niestety pracuje i juz na zbyt wiele pomocy czasu nie zostaje). Dzis np krysia nie mogla, ewa pojechala po poludniu do fundacji, a ja bieglama po urzedach, zajmowalam sie piwnica, maluszkami i bylam z kroofka u weta... I dzien sie skonczyl...
Elle (bywa na forum) przetrzymuje tymczasowo 5 kociat- boj ja chyba z nieba zeslal, ale miejsca juz u niej zajete a wiecej domkow nie ma...
Moj organizm dziala na zasdazie zrywow

Trzeba cos robic to adrenalina na calego, pelna mobilizacja, a po kilku dniach total zjazd

Powinnam sie juz przyzwyczaic w sumie

ale czasem to mnie po prostu nachodzi taka ludzka slabosc, ze az sie boje.
No raz na wozie raz pod wozem... zeby jeszcze adopcje jakos szly, zeby wiecej ludzi dobrych sie interesowalo, a nie wysyskiwaczy. Np tylko z dnia dzisiejszego:
1) Dzwoni kolejna kobieta z NIBY wielka rozpacza, ze musze cos zrobic bo jej siostra wyjechala do Anglii i zostawial 4 koty. siostrzenica chciala je oddac do schronsika, ale NIBy tam powiedzieli, ze te koty uspia. Siostrzenica ich nie wezmie bo przeciez ma juz pieska i kotka wiec TYLKo ja moge pomoc

I jeszcze kobita podaje mi numer telefonu, ze ja mam zadzwonic w tej sprawie.... Moze mysli, ze ja spie na kartach do telefonu?
2) wywiesilam w lecznicy sliczy plakacik-ogloszenie o kotach i co? ZADNEGo telefonu w sprawie adopcji , tylko w zamian kilka telefonow w stylu ' czy moze pani zabrac bo..."
3) Skaladam dzis sprawozdanie do urzedu i baba w biurze podawczym tak patrzy i czyta na glos " O! Fundacja KOT! kotami sie zajmujecie?" , a ja na to 'tak". " Bo moja siostra wyjezdza na wakacje i nie ma co z kotem zrobic!- odpowiada pani
