ana pisze: Za to przybled to mielismy tutaj sporo
Poruszasz dodatkowy aspekt.
Często osoby zajmujące się sterylizacjami dorosłych dzikich kotów na jakimś terenie popełniają błąd.
Bardzo poważny błąd. A mianowicie nie wypuszczają wysterylizowanych zwierząt ponownie tam, skąd pochodzą.
ana, ale ja nie zauwazylam, by dzikie, sterylizowane kotki, byly sila odrywane od swego terenu. U mnie idzie sterylka i wio znow na osiedle. Drpap ciachnal juz ze 2 kotki i obie smigaja tutaj do dzis. Pierwsza moja sterylizowana kotka wysiaduje sobie w ogrodku u jednej z osob dokarmiajacych. Podejrzewam, ze tam, gdzie mozna wypuscic kota, gdzie nie ma nieprzychylnych ludzi czekajacych z lopata, koty sa wypuszczane. Nie sadze, by komus przyszlo do glowy oswajac dziczke tylko po to, by stala sie domowa, no chyba, ze jej obecny teren jest totalnie niebezpieczny dla niej. Uwazam, ze wolnozyjacy kot, ktorego sie zlapalo na sterylke, powinien wrocic skad pochodzi nawet, jesli sa tam ulice, psy itp. Pomijam ludzi trujacych koty, bo wtedy tez bym nie wypuscila, tylko przeniosla na inny teren. Czasem jednak okazuje sie, ze ta pseudo-dziczka, jest niezwykle przymilnym i ufnym kotem, ze to tylko ponownie zdziczaly kot, ktory kiedys mieszkal w domu i wtedy co robic? Iwcia ma teraz taka kotke. Wydawalo sie, ze dzika, a po sterylce wiozla ja na rekach na kontrole, a kotka mruczala wywalajac brzuszek

No i jak tu taka wypuscic?
Ana, piszac o przybledach, mialam na mysli koty w strasznym stanie, zaglodzone, chude, pobite, ktore same nas odnalazly i "poprosily" o pomoc. Takim kotem jest moj Gutek, ktory przyczolgal sie do drpap, wszedl do gabinetu, polozyl sie u stop wscieklego psa, wroga kotow, i zasnal na 2 dni... Gutek jest kotem fantastycznym i balabym sie go wypuscic choc na chwile na zewnatrz, bo jest tak ufny i tak ciapowaty, ze pierwszy lepszy pies by go zjadl. On pierwszy leci do kazdego psa, ktory do nas przychodzi, nawet jak pies piane ma na pysku widzac kota
O takich przybledach mowie, o kotach, ktore lasza sie do ciebie, a wygladaja, jakby nie jadly rok...