Pomoc kotom to ogromne pieniadze,a ja nie mam nic.Czasami to siade i rycze i mowie,ze to koniec pomocy,ze nie dam rady.
Ale jak widze przerazenie w oczach malutkiej tri,to sie podnosze i walcze o lepszy los dla kociakow dalej.
Naprawde nie jest latwo,mimo pomocy osob o dobrych,wrazliwych sercach,ktorym nie wiem nawet jak podziekowac.
Karmie codziennie ok.25 kotow.
Cztery puszki 400g mieszam z ryzem lub kasza,do tego zostawiam sucha karme dla tych,ktore nie przyszly na czas.
Niestety jeden z kotkow,ktore zabralam od osob umyslowo chorych nie zyje

to juz drugi...
drugi czeka na dom,wetka prosila,zeby go jak naszybciej zabrac...gdzie????
Dostal surowice,i w nastepnym tygodniu bedzie szczepiony.
Tri bede lapac,ale napewno nie do kontenerka,nie ma takiej mozliwosci.Trzeba zobaczyc teren,na ktorym jest to zrozumiecie.
I napewno nie teraz.
Za duzo mam pracy na rzecz zwierzakow.Gdyby tak ktos mi pomogl w realu

ale chyba nie ma takiej mozliwosci.
Oprocz tri jest jeszcze sliczny,nie wiem czy koteczka czy kocurek,grafitowy kociak.
Chyba sa w jednym wieku i chyba razem zostaly wyrzucone.
Jest jeszcze ok.polroczna sliczna biala koteczka,ktora zostala wyrzucona pod bloki w lecie.
I jej tez trzeba pomoc.A reszcie pozniej....sliczne czane z biala krawatka i trzy buraski.
Probuje sie chowac do piwnicy,ale u nas w blokach nie ma szans.
W niedziele pracownik Spoldzielni Mieszkaniowej zrobil mi karczemna awanture,ze karmie koty przy smietniu.
Naprawde nie jest latwo pomagac,bo to nie wszystkie kocie problemy,o ktoryxch napisalam.