Niechciane adopcje

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro mar 10, 2004 22:53

Teraz już się tym nie zajmuje i nie zamierzam, bo się nie nadaję. Ale takie przykłady:
nigdy nie chciałam dawać kotów osobom starszym, z wymienionych przez Was powodów. Dwa razy pokłóciłam się z wnusiami chcącymi uszczęśliwić babcię. :?

Raz przyszła babka, mówiąc, że jej dwa koty już zginęły. Wychodzące. Pytam delikatnie jak to się stało i że może lepiej nie wypuszczać. A ona mi na to, że turyści je ukradli 8O

Ofelia

 
Posty: 19437
Od: Wto lut 05, 2002 17:16
Lokalizacja: W-wa

Post » Śro mar 10, 2004 23:05

Moje zwierzaki są z różnych miejsc. Psy : Ben i Saba są z Palucha. Są u nas już 10 lat i przez ten czas nikt, ale to dosłownie nikt nie zainteresował się ich losem. To samo z Horacym - też paluchowy. Jest u nas 2 lata i jak na razie nikt sie nie pokwapił,żeby zobaczyć, czy ma odpowiednie warunki.
Reszta to wiecie : Filomena piwniczna a te dwa to od koleżanki koleżanki, która jak już wielokrotnie mówiłam nie odezwała sie ani słowem od momentu przekazania mi kotów.
Z Canisem miałam styczność z okazji poszukiwań kotki dla mojej przyjaciółki. Pani, do której zadzwoniłam nie chciała ze mną rozmawiać, ale dzięki wsparciu naszej forumowej Anny100,
udało się. Odbiór kociuni odbywał się już w bardzo przyjaznej atmosferze :)

Mieszkam w Pruszkowie, w cześći bardziej jednorodzinnej i musze wam powiedzieć, że tu naprawdę dużó kotów jest. Szczególnie w szpitalu w Tworkach ( zaraz obok). Jest tam taka pani, która przygarnia te kocie nieszczęścia i znajduje im domy. Ale nie dokonuje drastycznej segregacji przyszłych właścicieli. Od niej mam Filomenę :)

katanga

 
Posty: 1122
Od: Czw sty 01, 2004 21:50
Lokalizacja: Pruszków/Warszawa

Post » Śro mar 10, 2004 23:49

Poprzednia moja kota była wychodząca i zaginęła :cry:
Gdy kupowałam Shaele- nie miałam pojęcia o zabezpieczeniach. Dobrze chociaż, ze juz byłam przekonana, ze będzie niewychodząca ;)
Gdy raz omal nie spadła mi z parapetu (drugie piętro) i raz przeszła balkonem do sąsiada- otrzeźwiło mnie i niemal od ręki zainstalowaliśmy siatki... Borys trafił juz do wyedukowanych opiekunów ;)
Ale pierwszego kota z Canisu na pewno bym nie dostała... :roll:

O transporterach tez wtedy nie słyszałam...

Jak po mnie widac- czasem wystarczy wyedukowac :roll:

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39511
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Czw mar 11, 2004 0:14

Mój pierwszy w życiu kot, byl czystym przypadkiem. Dzieciaki przybiegly na dzialkach z okrzykiem ze "zaraz powiesi sie kot."
Kot faktycznie omal nie zawisl na drucie kolczastym ktory ktos owinąl wokol jego szyji na galezi drzewa. W dwa dni w domu znalazl się transporter, wtedy jeszcze nie znany na polskim rynku, kuweta fotograficzna olllbrzymich rozmiarów (prawie basen z wodotryskiem), i trociny.
Kot, Maciuś, w chwilach mojej frustracji zwany Macięty, przezyl 6 lat. Usnąl we snie, nie wiadomo dlaczego. Byl zdrowym dorodnym kotem, nie wychodzacym.
Po jego śmierci, na wszelki wypadek, bedąc w Niemczech kupilam różne kocie gadżety, bardzo profesjonalne, szczotki, obcinak do pazurów, drapaki, zabawki itp. Panowie żolnierze (jeszcze wtedy na lotnisku oni panowali) patrzyli jak na potluczoną i kazali pisac wyjasnienie na co to. Kuriozum.
Gdy tylko to wszystko wylądowalo w domu, los rzucil mi pod nogi kocią sierotke z wodobrzuszem, który mial male szanse na przeżycie. Miki przeżyl 3 miesiace, serducho nie wytrzymalo leków. Ale co się nabawil w tym swoim życiu...to jego.
Każde kolejne kocie przyjmowane bylo do domu gdzie nic zlego nie moglo sie przydarzyć.
Myśle ze zanim weżmie się pod dach zwierzątko, trzeba sie do tego przyjecia przygotować. Rozwarzyć co będzie potrzebne, jak zabezpiecyć dom aby nie byl on zagrożeniem, i wiele wiele innych.
A dopiero po 100 rozmyślaniach, analizach, przemyśleniach, konsultacjach brac zwierzaka.
Puchacz

Puchacz

 
Posty: 2013
Od: Nie lut 22, 2004 16:23
Lokalizacja: W-wa

Post » Czw mar 11, 2004 1:42

Ale czasem bywa przeciez odwrotnie... :roll:
Los rzuca nam zwierzaka, zastaje kompletnie nie przygotowanych, bez elementarnej wiedzy...
Ale wystarczy miec mozliwośc i chęci, otwartość na edukację- i udaje sie stworzyc z powodzeniem wspaniały kocio-ludzki zwiazek na wiele lat...

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39511
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Czw mar 11, 2004 3:26

Sisiulka trafila do nas z ogloszenia.
Przygotowywalismy sie teoretycznie do kotka w domu od jakiegos czasu, i wydawalo mi sie, ze jestem tak wyedukowana jak niewiemco :roll:
Kiedy zadzwonilam do poprzednich opiekunow Sissi, nie zapytali mnie o nic! Dali mi kote w ciemno. Powiedzieli, ze jesli ja chce, to mam sie pospieszyc, bo jeszcze ktos inny dzwonil. No to srrru w autko i po kote. Nawet nie wiedzialam o co mam pytac, chociaz niby tyle przeczytalam w temacie, i dopiero potem bombardowalam ich pytaniami. Oni tez nie powiedzieli nam nic specjalnego, i cala adopcja trwala moze z 5 minut, na zasadzie: "chcecie kota to sobie bierzcie" :strach:
Im dluzej o tym mysle, tym bardziej mnie siodme poty nachodza. Bo mysle sobie, ze Sisiulka moja kochana, ktora jest taka delikatna, rowniez psychicznie, i tak latwo robi jej sie glupio czy niemilo (ja to nawet trzeba poglaskac za kazdym razem kiedy sie otrze o nogi, bo inaczej idzie w ciemny kat i odstawia smuty), mogla wyladowac u kogokolwiek, i nie jest pewne, ze byloby ani jej ani nowym opiekunom z tym dobrze.

Przy adopcji Toto mialam juz Forum, i ociupinke doswiadczenia (ociupinke bo 3 tygodnie czy cus). Najpierw dzwonilam do tych najblizszych schronisk, ale nie chcieli mi dac zadnego kota. w jednym pani poradzila mi, zebym sobie kupila rasowego kotka, nawet mi dala namiary 8O
W innych podobnie - kotka mi nie dali. Nie wiem, jakich kryteriow nie spelnialam, bo mi nie powiedziano, ale jakies musialy byc. Cos musialo mowic tym osobom, ze zadnemu z ich kotow nie bedzie u mnie dobrze.
W koncu znalazlam Toto - 700km stad. Znalazlam go przez internet. Gdyby mi go nie dali, to bym go chyba ukradla :wink:
Panie byly znow sceptyczne...daleka podroz, stress dla kota, a najpierw chca go oddac na zabieg, a kot po przejsciach i potrzebuje spokoju, a czy u nas spokoj bedzie mial...itp.
Czekalam jeszcze pare tygodni na zielone swiatlo, chociaz panie do konca jakos nie byly przekonane. Dopiero jak Misiaczek sam wskoczyl mi do kontenerka, i przy moim palcu siedzial cichutko jak myszka i czekal az nas puszcza do domu, panie odtajaly. Cos w tym musialo je przekonac. One tego kota znaly. Wyciagaly go ze strasznych opresji, i z placzem doprowadzaly do "porzadku" .
Ale wiem, ze gdybym podpadla, to odeslalyby mnie z kwitkiem.
"Kontrakt" siedmiomilowy podpisywalam, i nie ma ze podpisz i lec. Musialam tam czytac, i mowic, czy rozumiem, i czy sie zgadzam.
Wole wierzyc, ze w innych schroniskach odmowiono mi, bo nie bylo tam "mojego" kota, chociaz byla to porazka, i zgrzytalam zebami na ten rygor.
Ale przyznam sie, ze gdyby dzisiaj odmowiono mi kota ze schroniska, TEGO kota, ktory juz by mi sie wkradl w serducho, a ja jemu, to bym chyba weszla na orbite :oops:
Ostatnio edytowano Czw mar 11, 2004 19:14 przez Inka, łącznie edytowano 2 razy

Inka

 
Posty: 22707
Od: Pon lut 10, 2003 2:29

Post » Czw mar 11, 2004 6:30

Tak jak napisała ryśka, każda adopcja to indywidualna sprawa. Kierujemy się naszymi wymaganiami i tym czy ktoś te wymagania spełnia, ale też jest coś takiego jak intuicja... Po Melke, przed Anusią było dwóch chłopaków. Jedenego wykluczyłam jak tylko go zobaczyłam - przyszedł nietrzeźwy i takie tam, a drugi był ok., ale powiedział,że nie zabezpieczy balkonu, bo za dużo w to mieszkanie kasy włożył, a siatka będzie brzydko wyglądała. Potem zadzwoniła Anusia, która tez nie miała pojęcia o zabezpieczeniu okien. A jednak to do niej poczułam sympatię, nie do tego chłopaka. Jakiś wewnętrzny głos powiedział mi, że to jest ona. I dobrze podpowiedział :D Co do tego nie ma wątpliwości :D
Tak samo było z Lestatem. Aggatt zalogowała sie na forum i szukała kotka. I też na parterze mieszka, też mówiłam jej o oknach, o jedzeniu. Znałyśmy się tylko i wyłącznie z netu i GG, i telefonów. Parę chwil rozmowy i wiedziałam, że jej kota dam.
Różnie to jest. Mam wymagania ale nie przesadzam. Nie mogę zroumieć jak mając 30, 40, 50 kotów nie chce się oddać kociaka tylko dlatego, że w domu jest 5 miesięczny kot. Albo nie chce sie oddać kota, który jest kaleką - bo jest już u mnie rok, a koty sie stresują zmianą miejsca... Tak, stresują się, ale czy lepiej im w tym stadzie gdzie brakuje rąk do głaskania? Wątpię.
Przy oddawaniu zwierząt różne rzeczy się wyczuwa. Ktoś mi mówi, że ma okna niezabezpieczone, ale obiecuje że zabezpieczy... I co? Jednemu uwierzę, innemu nie. Dlaczego? Jest coś w człowieku co pozwala jednej osobie zaufać, innej nie i to przecież nie tylko przy oddawaniu kotów, ale w codziennym życiu...
A może też dlatego, że jak brałam Niedobrotke to też miałam małe pojęcie o tym wszystkim... Dopiero na pl.rec.zwierzaki dowiadywałam się różnych rzeczy. I tez na początku był Whiskasik... No a chyba nie można mnie nazwać złą opiekunką, prawda? :wink:
Obrazek

Koty łączą ludzi, którzy w innym przypadku nigdy by się nie spotkali.

Katy

 
Posty: 16034
Od: Pon sie 05, 2002 18:57
Lokalizacja: Kocia Mafia Tarchomińska

Post » Czw mar 11, 2004 7:52

Dwa razy bylam strona "bioraca" i raz "oddajaca". I szczerze mowiac dopiero jako strona oddajaca zrozumialam stres osob, ktore oddaja koty do adopcji. Nie, wlasciwie to go rozumialam, ale tym razem poczulam go na wlasnej skorze. Chodzilam z goraczka... Kiedy szukalam domu dla Pimpusia zglosily sie niby trzy domy.
Pierwsza osoba przestraszyla sie, ze chce rozmawiac z nia osobiscie. 8O
Druga osoba najpierw sie zapalila, a potem stwierdzila, ze wlasciwie to bedzie kot sasiadki. :roll:
Owa trzecia osoba zgodzila sie ze mna porozmawiac ocywiscie, ale okazalo sie, ze wlasciwie to ona kota nie chce, ma obawy, a wmawaja jej. Gdyby chciala - obawy moglam rozproszyc, finansowo pomoc, porada sluzyc 24 na dobe, ale pani przekonania nie miala wcale...
Kiedy moja tesciowa zgodzila sie go wziac - bylam w siodmym niebie. Zaden nowy opiekun nie wytrzymalby pewnie codziennych telefonow, a do wlasnej czy TZta mamy mozna dzownic bezkarnie ;-)
Ale ten strach jak rozmawialam z potencjalnymi opiekunami byl ogromny...

Sama nie mialam klopotow z adopcja. Pani Irena z Konstancina wysluchala naszego zyciorysu, przygotowania mieszkania i zwyczajow (czy chciala czy nie ;-) ja gadalam jak nakrecona) i Czarna dostalam jeszcze przez telefon. (o najwazniejszych rzeczach - typu okna, wiedzialam juz z netu i ksiazek, decyzja byla z tych dojrzewajacych). No a Biala dostalam od Sabiny i Ofelii. Znalysmy sie juz i z sieci i ze spotkan. Nawet jesli sie wahaly to nie daly po sobie poznac ;-)
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87982
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Czw mar 11, 2004 8:10

Ups, teraz widzę ile miałam szczęścia kiedy zdecydowałma się na adopcję Florka od Ryski :D
Na forum bywałam dopiero od miesiąca i to niezbyt często, przez telefon nie rozmawiałyśmy, wszystko odbyło sie wirtualnie na pm.
Ryska zaufała mi w ciemno i mam nadzieję, że nie żałuje.
Obrazek Obrazek

Chatte

 
Posty: 1405
Od: Śro kwi 02, 2003 8:46
Lokalizacja: Józefów - Warszawa

Post » Czw mar 11, 2004 9:54

Gacusiowa Mama pisze:pococito, sorry ze OT, ale kto Ci wydał mojego kota????
żartuję offfkorz ale nie dość że identyczny to imię to samo 8O

Ja JEJ wydałam Gacusia!
I nie żałuję!
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Czw mar 11, 2004 13:32

Sfinks mógł mieć dom...
Chciał go wziąć taki jeden z naszego bloku, przyszedł ubrany na czarno w butach (glanach?) , nie wiem jak wyglądają sataniści ale on mi tak wyglądał (Sfinks jest czarny).
Po raz pierwszy się uparłam i nie zgodziłam się dać kota nawet na próbę, bo to było 9 piętro bez zabezpieczeń. Sfinks jest kotem charakternym, wiec jeśli by mu sie coś nie spodobało to by pewnie wyskoczył. Wolałam nie ryzykować, więc Sfinks jest bezdomny dalej.
Facet przygarnął małego kotka , który być może ma u niego dobrze.
A ja czułam że to nie dom dla mojego Sfinksa.
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Czw mar 11, 2004 13:55

Marylo co to za dziwna weryfikacja 8O :roll: Wiesz ja calymi latami chodzilam w czarnych ciuchach i ciezkich buciorach, zmienilam 2 lata temu buty na troche lzejsze, a ciuchow w czarnym kolorze mam 95% i nie jestem satanistka :twisted: .
Ostatnio edytowano Czw mar 11, 2004 14:16 przez Anja, łącznie edytowano 2 razy
Obrazek

Pirackie czarne Trio: Brucek (2001-2015), Hrupka (2001-2016), Rysio (2002-2018)
Wiórka (2016-2018)
Neska (2018–2023)
Pirat-PirKa (2017-2025)

Anja

Avatar użytkownika
 
Posty: 25609
Od: Śro lis 06, 2002 9:01
Lokalizacja: Warszawa Dolny MoKOTów

Post » Czw mar 11, 2004 13:57

Maryla pisze:Sfinks mógł mieć dom...
Chciał go wziąć taki jeden z naszego bloku, przyszedł ubrany na czarno w butach (glanach?) , nie wiem jak wyglądają sataniści ale on mi tak wyglądał (Sfinks jest czarny).
Po raz pierwszy się uparłam i nie zgodziłam się dać kota nawet na próbę, bo to było 9 piętro bez zabezpieczeń.


Hmm.. ja też ubieram się na czarno i czasem noszę glany , więc jestem satanistką ?Ale to jak kto wygląda i jakie ma upodobania co do swojego wyglądu nie powinno decydować o tym czy kotek otrzyma nowy dom. Może ten chłopak zająłby się idealnie Sfinksem i dałby mu cudowny dom.
"Pani w sukience tak, panu/pani w glanach nie"...

Evelyne

 
Posty: 868
Od: Wto mar 09, 2004 21:06
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw mar 11, 2004 14:12

Pewnie macie rację , ja też się ubieram na czarno, więc bez urazy...
Dlatego napisałam, że nie wiem jak wyglądają sataniści (bo nie wiem) ale do faceta sie uprzedziłam od razu...
chodzi o to że coś nami w takich sytuacjach kieruje i sami nie wiemy co i dlaczego..
W tym przypadku zdecydowało raczej to 9 piętro.
ObrazekObrazekObrazek

Maryla

 
Posty: 24802
Od: Pt sie 22, 2003 9:21
Lokalizacja: Świder

Post » Czw mar 11, 2004 14:22

no nie da siępowiedzieć jak wyglądają :roll: :?
ja łaże ubrana na czarno, czasem z torbą z wychaftowaną czaszką (radosna tffurczość ;) )
a nic z satanistami wspólnego nie mami nie miałam :roll:
i jeszcze czarny szczur na rameniu :?
wizualnie - satanista pełną gębą :wink:
Obrazek

 
Posty: 1037
Od: Wto lip 22, 2003 11:25
Lokalizacja: w-wa

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Bestol, elmas, Google [Bot], Silverblue i 382 gości